Bądź na bieżąco ze zmianami w prawie
Dziękujemy!
Rejestracja przebiegła pomyślnie.
Ups...twój mail nie może być wysłany!

Blog

Wybierz kategorię
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.
agencja
No items found.

Niebezpieczna reklama porównawcza

Zapewne wielu z Was widziało nową reklamę Orange. Czarne tło, przez które przelatują kropki i kreski koloru magenta. Magentowe SOS w alfabecie morsa. Każdy wie, który operator zarezerwował sobie ten kolor w branży telekomunikacyjnej. Reklama nie pozostawia już wątpliwości, kiedy męski głos komunikuje: „Rzucamy koło ratunkowe tym, którym Operator nagle podniósł rachunki – możecie zmienić go bez konsekwencji”. T-mobile przecież niedawno poinformował swoich klientów, że jeżeli nie przejdą na nowe taryfy Jump!, ich abonament wzrośnie o 5 złotych.

Reklama porównawcza - czyli co?

Osoby z branży reklamowej wiedzą, że ze stosowaniem odniesień do oferty konkurencyjnych firm, należy być ostrożnym. Reklama porównawcza, bo o takiej tu mówimy, może stanowić czyn nieuczciwej konkurencji. Czym jest reklama porównawcza? Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji wprowadza legalną definicję rzeczonej „reklamy porównawczej”. Mianowicie w myśl art. 16 ust. 3 tej ustawy, jest to reklama umożliwiająca bezpośrednio lub pośrednio rozpoznanie konkurenta albo towarów lub usług oferowanych przez konkurenta. Z niniejszego wynika, że wbrew intuicyjnemu rozumieniu tego rodzaju reklamy, nie musi w niej zostać przedstawione żadne dosłowne porównanie.
Oczywiście nie każda reklama porównawcza jest zakazana. Wręcz przeciwnie. W szczególności ze względu na fakt, że reklama porównawcza przyczynia się do obiektywnego wydobycia zalet porównywalnych produktów, stymulując w ten sposób konkurencję między dostawcami towarów i usług w interesie konsumentów (wyrok SN sygn. akt III CSK 65/2013). Z tego względu, w orzecznictwie utrwalił się pogląd, że wymagania dotyczące reklamy porównawczej należy interpretować w sposób najbardziej dla niej korzystny.

Uczciwa reklama czy nie?

Co nie zmienia jednak faktu, że stanowi ona czyn nieuczciwej konkurencji, jeżeli jest sprzeczna z dobrymi obyczajami. Co to oznacza? Na pewno reklama porównawcza nie będzie sprzeczna z dobrymi obyczajami, jeżeli kumulatywnie spełni następujące przesłanki (art. 16 ust. 3):

  1. nie będzie reklamą wprowadzającą w błąd, w myśl przepisów o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji,
  2. w sposób rzetelny i dający się zweryfikować na podstawie obiektywnych kryteriów będzie porównywała towary lub usługi zaspokajające te same potrzeby lub przeznaczone do tego samego celu,
  3. w sposób obiektywny porówna jedną lub kilka istotnych, charakterystycznych, sprawdzalnych i typowych cech tych towarów i usług, do których może należeć także cena,
  4. nie spowoduje na rynku pomyłek w rozróżnieniu między reklamującym a jego konkurentem, ani między ich towarami albo usługami, znakami towarowymi, oznaczeniami przedsiębiorstwa lub innymi oznaczeniami odróżniającymi,
  5. nie będzie dyskredytować towarów, usług, działalności, znaków towarowych, oznaczeń przedsiębiorstwa lub innych oznaczeń odróżniających, a także okoliczności dotyczących konkurenta,
  6. w odniesieniu do towarów z chronionym oznaczeniem geograficznym lub chronioną nazwą pochodzenia odnosi się zawsze do towarów z takim samym oznaczeniem;
  7. nie będzie wykorzystywać w nieuczciwy sposób renomy znaku towarowego, oznaczenia przedsiębiorstwa lub innego oznaczenia odróżniającego konkurenta ani też chronionego oznaczenia geograficznego lub chronionej nazwy pochodzenia produktów konkurencyjnych
  8. nie przedstawi towaru lub usługi jako imitacji czy naśladownictwa towaru lub usługi opatrzonych chronionym znakiem towarowym, chronionym oznaczeniem geograficznym lub chronioną nazwą pochodzenia albo innym oznaczeniem odróżniającym.

Pamiętajmy – te warunki muszą być spełnione łącznie, co oznacza, że naruszenie któregokolwiek z nich uczyni z naszej reklamy porównawczej czyn nieuczciwej konkurencji. Innymi słowy - niespełnienie choćby jednego z nich wyklucza dopuszczalność stosowania reklamy porównawczej. Większość z nich jest jasna i zrozumiała, przyjrzyjmy się, więc tym bardziej problematycznym.

Warunki legalnej reklamy porównawczej

Przede wszystkim, potencjalnie konfliktogenne jest tutaj odwołanie się do reklamy wprowadzającej w błąd, o czym mowa w art. 16 ust. 3 pkt 1 przedmiotowej ustawy, szczególnie w świetle szerokiego definiowania reklamy. Mianowicie, powszechnie przyjmuje się, że reklamą są wszelkie formy przekazu, w tym także takie, które nie zawierając w sobie elementów ocennych ani zachęcających do zakupu, mogą jednak zostać przyjęte przez ich odbiorców jako zachęta do kupna (wyrok SN, sygn. akt II CSK 289/2007). Przy czym, przy ocenie reklamy wprowadzającej w błąd należy uwzględnić wszystkie jej elementy, zwłaszcza dotyczące ilości, jakości, składników, sposobu wykonania, przydatności, możliwości zastosowania, naprawy lub konserwacji reklamowanych towarów lub usług, a także zachowania się klienta.
Reklama porównawcza jest reklamą wprowadzającą w błąd, jeżeli w jakikolwiek sposób, z powodu swojej zwodniczej natury, może wpłynąć na ich postępowanie gospodarcze lub która, z tych powodów, szkodzi lub może szkodzić konkurentowi. Reklama może wprowadzać w błąd przykładowo w sytuacji, gdy znaczna część konsumentów, do których reklama jest skierowana, podejmuje decyzję o zakupie w błędnym przekonaniu, że dokonany przez reklamującego wybór produktów oddaje ogólny poziom cen reklamującego w stosunku do cen przyjmowanych przez jego konkurenta i że zaoszczędzą oni kwoty rzędu wielkości kwot zachwalanych przez wspomnianą reklamę (TSUE, sprawa C-159/09). Wprowadzenie w błąd może też polegać na przedstawieniu reklamach, że dany produkt jest rekomendowany przez konkretne autorytety naukowe i medyczne, których postacie w rzeczywistości są z zawodu aktorami.
Pamiętajmy o ważnym kryterium, mianowicie o wadze (istotności) błędu, który stwarza możliwość podjęcia decyzji o zakupie towaru lub usługi. Wprowadzenie w błąd musi być na tyle istotne (posiadać siłę sprawczą), aby miało potencjalną zdolność wywierania wpływu na decyzje rynkowe, co do nabycia towaru lub usługi (wyroku SA w Warszawie sygn. akt I ACa 1167/2012). Przykładowo, w sporze LOT vs. Ryanair (ten drugi zarzucał LOTowi „rozbój w biały dzień” z uwagi na wysokie opłaty paliwowe), sąd uznał, że opłaty paliwowe nie stanowią istotnej cechy usługi przewozów lotniczych, ponieważ ich wysokość nie oznacza, że bilety będą najtańsze (co nie zmienia faktu, że porównywanie wybranych i nieistotnych cech usług jest niezgodne z dobrymi obyczajami i mimo, że prawdziwe, informacje zestawione przez „Ryanair” wprowadziły konsumentów w błąd). Dodatkowo, w sprawach dot. reklam porównawczych, sąd zwraca uwagę m.in. na to, czy reklama nie dotyczy usług szybko rotujących (co ma wpływ na to, czy decyzje zakupowe są poprzedzone analizą ofert różnych firm), zaś klienci dokonujący wyboru mimo wszystko są generalnie traktowani, jako uważni i ostrożni.
Zwróćmy również uwagę na art. 16 ust. 3 pkt 5, który sprowadza się do zakazu dyskredytowania konkurenta. Przedsiębiorca poprzez reklamę porównawczą nie może, bowiem godzić w dobre imię konkurenta poprzez dyskredytowanie jego działalności. Sądy dopuszczają „ofensywny” charakter takiego przekazu, czy pewien stopień ich złośliwości, albo nawet prawienie na temat konkurentów dość ostrych dowcipów, gdyż taka może być natura reklama. Z istoty rzeczy porównywany produkt konkurencji ma posłużyć jako „mniej korzystne tło”. Wykluczyć bowiem można sytuację, w której producent reklamowanego produktu, dla którego wyznacznikiem jest cena, intencjonalnie porównuje swój produkt z jeszcze tańszym produktem konkurencji, a producent, który kładzie nacisk na jakość/wydajność/skuteczność produktu będzie porównywał swój produkt z produktem konkurencji o jeszcze większej jakości/wydajności/skuteczności (SA w Krakowie sygn. akt I ACa 856/12). Dyskredytacja zachodzi wówczas, gdy treść lub forma anonsu powoduje obniżenie renomy, szacunku lub zaufania przez rozpowszechnianie o innym przedsiębiorcy nierzetelnych i nieprawdziwych informacji (wyrok SA w Szczecinie sygn. akt I ACa 400/2007).

Walki operatorów

We wspomnianej reklamie Orange, nawiązującej do ostatniej polityki cenowej T-Mobile, nie doszło jeszcze do sporu sądowego. Ale w tym kontekście można przywołać rozpoczęty ubiegłego roku spór pomiędzy Neostradą a Plusem, kiedy to Serce i Rozum walczyło o uczucia Basi (i zakupiony przez nią abonament) z jej chłopakiem. W reklamie Plusa, który jako pierwszy wygrał uczucia Basi dzięki szybszemu od Neostrady Internetowi, przekaz został sformułowany w oparciu o wyniki badań, przeprowadzonych przez Speedtest.pl. Jednakże Serce i Rozum odbiło Basię, przy czym Neostrada wytknęła, że w reklamie doszło do porównania usług, które nie zaspokajają tych samych potrzeb, czyli Internetu stacjonarnego i mobilnego. Dość ciekawie została sformułowana odpowiedź Plusa: „trzeba nie mieć serca i rozumu żeby dać się związać kablem”.
Internetowe romanse Basi miały jeszcze swój ciąg dalszy, jednakże jak należałoby je ocenić z perspektywy przepisów dotyczących reklamy porównawczej? Zdaniem sądu, w przywołanej wcześniej reklamie w sposób rzetelny i dający się zweryfikować na podstawie obiektywnych kryteriów porównano usługi, zaspakajające te same potrzeby, zaś opisana reklama porównawcza nie stanowiła czynu nieuczciwej konkurencji.

uZYSV4nuQeyq64azfVIn_15130980706_64134efc6e_o
Własność Intelektualna i Prace B+R

BEST of FB: absurdy prawa autorskiego

Bardzo wiele naszych postów na Facebook spotkało się z dużym zainteresowaniem fanów. Wiele z nich jest już niestety tak „głęboko” na naszym wall’u, że trudno na nie trafić. Postanowiliśmy najciekawsze opublikować na blogu w postaci nowego cyklu. Przed Wami kolejna porcja wiadomości – absurdy prawa autorskiego.

Family Guy vs. fani

Przedstawiamy Wam historię Fox’a i ich nowej gry Family Guy: The Quest for Stuff. , gdzie Wydawca wykorzystał prawo autorskie, aby ukryć własny błąd... O co chodzi?Na początku kwietnia, Fox przez pomyłkę udostępnił na AppStorze wspomnianą grę przed datą jej oficjalnej premiery. Jednak zanim gra zniknęła ze sklepu, niektórzy fani gry z Nowej Zelandii zdążyli już ją pobrać (oczywiście w legalny sposób). W związku z tym na Youtubie oraz Twitchu, pojawiły się filmy dotyczące nowego Family Guy’a.
Dla wydawcy stanowiło to duży problem - fani powinni przecież byli zaczekać do oficjalnej premiery. Fox zwrócił się więc przez Twittera do Hansa Kaosu, autora jednego z nagrań (posiadacza konta na youtubie i twitch.tv) przedstawiających grę z prośbą o usunięcie filmu, a następnie zgłosił materiał Hansa jako naruszający prawa autorskie. Fox, mimo, iż przyznał, że gra została udostępniona z powodu błędu po jego stronie, wystąpił do YouTube z wnioskiem o zablokowanie filmu oraz do Twitch.tv o zablokowanie kanału Hansa. Obie prośby zostały spełnione, a sam Hans został potraktowany jak zwykły pirat.
Zastosowane przez Fox środki należy uznać, za co najmniej niewspółmierne do tego, co zrobił Hans. Prawa autorskie zostały tu po prostu wykorzystane do kontrolowania działań internautów, działających przecież w sposób legalny...

Książka na semestr i ani chwili dłużej.

Wielu z Was na pewno, chociaż raz w życiu skorzystało z giełdy książek używanych albo odkupiło podręcznik od znajomego - nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jednak, czy pomyśleliście również o tym, że kupując nowy podręcznik, możecie nie mieć prawa go odsprzedać?Takim pomysłem może się „poszczycić” pewien amerykański wydawca - Aspen Publishers. Przyjęty przez niego model sprzedaży zakłada, że student płacąc za książkę 200$ otrzymuje jej wersję papierową i elektroniczną, przy czym wersję papierową będzie zobowiązany zwrócić po zakończeniu semestru, co uniemożliwi jej odsprzedaż. Wydawca podkreślił przy tym, że sprzedaje "licencję na książkę", a nie samą książkę.
Skąd ta informacja? Wydawnictwo przekazało ją wykładowcom, a jeden z nich, Josh Blackman z South Texas College of Law, opisał sprawę na swoim blogu.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję Electronic Frontier Foudnation (ta sama, o której pisaliśmy w sprawie niemieckich aktywistów Peng! Collective), która określiła pomysł Aspen Publishers, jako niebezpieczny precedens, który może stanowić zagrożenie dla tzw. doktryny pierwszej sprzedaży (first-sale doctrine). Właśnie dzięki niej mamy prawo do sprzedaży legalnie nabytej kopii danego dzieła.
Akcja wydawcy może być jednak nieskuteczna, ponieważ wielu wykładowców już zadeklarowało, że nie będzie korzystać z tego typu książek. Co jednak będzie, jeżeli inni wydawcy zaczną wykorzystywać podobny system?1. Zapłacić za śpiewanie "Happy Birthday To You"? Czemu nie! Stanowisko ZAiKS wydaje się być w tej materii jednoznaczne. Przecież ta urodzinowa piosenka jest chroniona prawem autorskim i ten, kto jej używa, powinien uiścić z tego tytułu tantiemy autorskie.
Melodia piosenki powstała w 1893 roku, stworzona przez siostry Mildred i Patty Hill. Jako ostatnia z siostrzanych współautorek, bo w 1946 r., zmarła Patty. Z tego wynika, że utwór będzie chroniony przez kolejne 2 lata (do końca 2016 r.). Zgodnie więc ze stanowiskiem ZAiKSu, np. prywatne szkoły języka angielskiego, które wykorzystują do nauki „Happy birthday to you”, mają obowiązek uiszczać opłaty z tytułu tantiem autorskich.2. Kto nie pamięta hitu memów 2012 - obraz Jezusa z Borji, który został „odrestaurowany” na podobieństwo jeża? Sprawczynią obecnej wersji obrazu, czyli de facto zniszczenia XIX-wiecznego fresku „Ecco Homo” jest 80-letnia Cecilia Gimenez. Mogłoby się wydawać, że autorka tej niezaprzeczalnie kontrowersyjnej "renowacji", powinna ponieść za nią jakąś odpowiedzialność. Jednak z faktu, że obraz szybko stał się główną atrakcją turystyczną hiszpańskiej miejscowości, skorzystały władze kościelne, wprowadzając opłatę za możliwość obejrzenia fresku. To z kolei nie spodobało się Pani Gimenez, która wystąpiła w związku z tym na drogę sądową, aby dochodzić wynagrodzenia z tytułu praw autorskich do dzieła. Podobno sprawa skończyła się bardzo korzystnie finansowo dla „artystki”, a co za tym idzie, kary za zniszczenie zabytkowego fresku nikt nie poniósł.3. Czy czytanie dzieciom podlega opłatom? Belgijska organizacja SABAM, chroniąca prawa twórców, wydawców i wszelkich innych uprawnionych z tytułu praw autorskich do książek, domaga się opłat za ich czytanie grupom dzieci w bibliotekach przez wolontariuszy. Absurd? Być może. SABAM zwraca się już do kolejnych bibliotek z żądaniem uiszczenie opłaty za bezprawne upublicznianie dzieł...

raportowanie
No items found.

Reklama jako czyn nieuczciwej konkurencji

Artykuł ten ukazał się w lipcowym wydaniu (2014) Marketingu w Praktyce.
Któregoś razu Henderson Stuart stwierdził, że „prowadzenie biznesu bez reklamy jest jak puszczanie oka do dziewczyny po ciemku. Nikt poza nami nie wie, co robimy.” Jednak z jeszcze gorszym skutkiem niektórzy tworzą reklamę, nie znając jej prawnych granic. Walka o klienta wciąż się zaostrza, dlatego warto wiedzieć, które manewry są prawnie dozwolone, aby nasza reklama nie stała się bronią w rękach konkurencji. Zaś jak to zazwyczaj w prawie bywa, różne aspekty działalności reklamowej, regulują różne ustawy. Dzisiaj jednak chciałybyśmy się skupić tylko na jednej, mianowicie na reklamie w świetle ustawy z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (dalej zwana również UZNK).

NIEUCZCIWA KONKURENCJA, CZYLI CO?

Zapewne wielu z Was intuicyjnie potrafi zdefiniować, czym jest nieuczciwa konkurencja. Jednak prawo precyzuje je na swój sposób (z resztą tak jak i samo pojęcie „reklamy”) – mianowicie czynem nieuczciwej konkurencji jest działanie sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami, jeżeli zagraża lub narusza interes innego przedsiębiorcy lub klienta (art. 3 ust. 1 UZNK). Zwalczanie takich czynów ma wzmocnić konkurencję gospodarczą, a taką stanowi przecież zespół środków i czynników mających ukazać atrakcyjność i siłę przedsiębiorczości[1]. Na wstępie należy już jednak podkreślić, że dla uznania reklamy za czyn nieuczciwej konkurencji nie wystarczy, że będzie ona sprzeczna z dobrymi obyczajami. Musi ona naruszyć jeszcze interes innego przedsiębiorcy lub klienta (tj. spełnić przesłankę funkjonalno-ekonomiczną z wyżej cytowanego przepisu).

REKLAMA UKRYTA

Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale przypadkiem zakazanej reklamy jest tzw. reklama ukryta. Możecie ją skojarzyć chociażby z filmu „Śmierć nadejdzie jutro”, po którym Mr. Bond został przezwany Mr. Brand. Jak sama nazwa wskazuje, o kwalifikacji takiej reklamy decyduje zamiar ukrycia promocyjnego charakteru wypowiedzi, zaś sama wypowiedź, która zachęcając do nabywania towarów lub usług, sprawia wrażenie neutralnej informacji (art. 16 ust. 1 pkt 4 UZNK). Bez wątpienia, tego rodzaju praktyki marketingowe stosowane są w celu ukrycia rzeczywistego, reklamowego charakteru przekazu, by przezwyciężyć w ten sposób niechęć konsumentów do przekazu reklamowego[2]. Reklama ukryta może przybrać postać reklamy odredakcyjnej, product placement, reklamy w książkach, reklamy w ekspertyzach naukowych. Kluczowe jest dla skutecznego postawienia zarzutu popełnienia kryptoreklamy, aby takie działania reklamowe podjęte były z określonym zamiarem (zasadniczo, nie jest nielegalne ukrycie „przez przypadek”).

REKLAMA PORÓWNAWCZA

Na pewno znacie reklamę „Zrzuć Watermana z drugiego piętra, a nic mu się nie stanie” i następującą po niej „Zrzuć Watermana z drugiego piętra i kup Parkera”. Oczywiście ustawodawca nie mógł odpuścić uregulowania tak ciekawego zjawiska, jakim jest reklama porównawcza. Otóż zgodnie z art. 16 ust. 3 UZNK jest nią reklama umożliwiająca bezpośrednio lub pośrednio rozpoznanie konkurenta albo towarów lub usług oferowanych przez konkurenta. Reklama porównawcza stanowi czyn nieuczciwej konkurencji, jeżeli jest sprzeczna z dobrymi obyczajami. Przykładowo wskazuje się, że niedozwolone jest posługiwanie się przez przedsiębiorcę w reklamie znakiem towarowym, nazwą handlową lub indywidualizującym produkt opakowaniem innej firmy. Używa się wręcz sformułowania, że jest to pasożytnicze wykorzystanie wizerunku konkurencji w celu wykazania drugorzędności. Jednak reklama porównawcza jest w obrocie gospodarczym potrzebna, dlatego UZNK potwierdza legalność reklamy porównawczej pod warunkiem, że jest zgodna z dobrymi obyczajami. Dzieje się tak, gdy spełnia łącznie przesłanki wymienione w ustawie (zainteresowanych odsyłamy do art. z art. 16 ust. 3 UZNK).
Może się zdarzyć, że będziemy próbowali podbudować swoją renomę poprzez rozpowszechnianie nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd wiadomości o swoim przedsiębiorstwie lub innym przedsiębiorcy, w celu przysporzenia korzyści lub wyrządzenia szkody (działanie określone w art. 14 UZNK). Jak łatwo się domyślić, takie działanie również jest czynem nieuczciwej konkurencji. W szczególności, jeśli takie nieprawdziwe wiadomości lub nie do końca prawdziwe mogą dotyczyć osób kierujących przedsiębiorstwem, wytwarzanych towarów lub świadczonych usług, stosowanych cenach czy sytuacji gospodarczej lub prawnej. Takie zachowanie określa się mianem oczerniania. Jednak w przeciwieństwie do potocznego rozumienia tego słowa, przedmiotem takiego czynu nieuczciwej konkurencji nie są reklamy o charakterze ocennym, lecz informacyjnym, zatem taka wypowiedź reklamowa musi zawierać informacje nadające się do obiektywnej weryfikacji.

REKLAMA SPRZECZNA Z PRAWEM, OBYCZAJAMI LUB UCHYBIAJĄCA GODNOŚCI LUDZKIEJ

Na pewno kojarzycie reklamę MyWallet operatora T-Mobile, w której zostały ukazane nagie osoby w trakcie codziennych zakupów. Zapewne zauważyliście również, że krótko była emitowana. Dlaczego? Komisja Etyki Reklamy uznała bowiem, że spot (w wersji bez pikseli zasłaniających miejsca intymne nagich ludzi) naruszył dobre obyczaje i poczucie odpowiedzialności społecznej. Ustawodawca wyraźnie zaznaczył w UZNK, że zakazana jest reklama sprzeczna z prawem, dobrymi obyczajami lub uchybiająca godności ludzkiej. Prawo jednak nie ułatwia życia przedsiębiorcom i nie wskazuje na jakiś skonkretyzowany katalog dobrych obyczajów. Potwierdził to chociażby Sąd Najwyższy, wskazując, iż nie ma sensu tworzyć takiego katalogu, a należy raczej analizować konkretne przypadki i starać się ocenić, czy są one zgodne z abstrakcyjnie pojętym wzorcem. Co oznacza zaś „uchybianie godności ludzkiej”? Najczęściej wskazuje się tu na zakaz tzw. reklamy osobistej, a więc takiej, która odwołuje się do osobistych cech potencjalnego klienta, takich jak płeć, rasa, poglądy polityczne lub religijne, nie zaś konkretnie do reklamowanego towaru lub usługi[3]. Niektórzy obie przesłanki (dobre obyczaje i godność ludzką) sprowadzają do ogólnie przyjętej w Polsce zasady moralności- zatem reklama nie może być po prostu amoralna.

REKLAMA WPROWADZAJĄCA W BŁĄD

Czynem nieuczciwej konkurencji jest również reklama wprowadzająca w błąd, jeżeli może wpłynąć na decyzję konsumenta, co do nabycia towaru lub usługi (art. 16 ust. 2 UZNK). Przy ocenie reklamy wprowadzającej w błąd bierze się pod uwagę wszelkie elementy reklamy, od wyznaczników takich jak jej ilość, jakość, przydatność po przedmiotowość towarów/usług, które są reklamowane. Jak wskazał w jednej ze swoich decyzji UOKiK, o wprowadzeniu w błąd mówimy, gdy reklama wywołała u nabywcy niezgodne z rzeczywistym stanem rzeczy przeświadczenie i wyobrażenie o rzeczy lub usłudze oraz gdy takie oddziaływanie przekazu reklamowego wpływa na decyzję klienta o zakupie. Tak było chociażby w przypadku reklamy Provident Polska wskazującej, że klient może odstąpić od pożyczki w ciągu 14 dni - to ustawowe uprawnienie przysługujące każdemu konsumentowi, przedstawiono jako cechę wyróżniającą ofertę spółki, co wprowadzało odbiorców w błąd. Jednakże reklama wprowadzająca w błąd, to także taka wypowiedź reklamowa, która pomija istotne z punktu widzenia odbiorcy informacje (tzw. reklama niepełna). Przykład - reklama przedstawiająca jakiś towar, zachwalająca każdy z jego spektakularnych dodatków, jednak już nie wspominająca, że za każde takie ulepszenie należy dodatkowo zapłacić.

ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Ustawodawca wyszedł z założenia, iż zakazana reklama godzi przede wszystkim w interes klienta, bardziej niż interes przedsiębiorcy, zaś jej wszechobecny charakter ma niebagatelne znaczenie społeczne i wpływ na naszą kulturę. Z tego względu ustanowił szeroki krąg podmiotów ponoszących odpowiedzialność za taką reklamę (w porównaniu do innych czynów nieuczciwej konkurencji). Mianowicie czynu nieuczciwej konkurencji, w kontekście powyższych przypadków, dopuszcza się również agencja reklamowa albo inny przedsiębiorca, który reklamę opracował. Pamiętajmy poza tym, iż brak winy generalnie nie wyłącza odpowiedzialności z tytułu popełnienia czynu nieuczciwej konkurencji. Zdarzały się wyroki, gdzie sąd orzekał nawet, że określenie „nieuczciwa” w rozumieniu cytowanych przepisów, zasadniczo nie oznacza ani winy sprawcy w rozumieniu czynów niedozwolonych, ani choćby moralnie nagannej złej woli sprawcy[4]. Co więcej, czyny nieuczciwej reklamy stanowią również podstawę odpowiedzialności karnej.

PUENTA…

Nowe technologie i manipulacje psychologiczne stosowane przez reklamodawców po prostu musiały doprowadzić do sytuacji, gdy reklama będzie obwarowana niejednym zakazem. Należy jednak podkreślić, że niniejszy artykuł nie wyczerpuje nawet katalogu reklam stanowiących czyny nieuczciwej konkurencji (nie omówiłyśmy m.in. reklamy odwołującej się do uczuć klientów przez wywoływanie lęków, wykorzystywanie przesądów lub łatwowierności dzieci albo reklamy, która stanowi istotną ingerencję w sferę prywatności). Istnieją jeszcze zakazy np. przedmiotowe (w odniesieniu do określonych produktów np. leków albo alkoholu) czy ze względu na miejsce ich publikacji.
Autorki: Paula Pul i Aleksandra Maciejewicz

[1] taką refleksję przedstawił Sąd Najwyższy w sprawie o sygn. II CR 445/90

[2] III SK 20/2007 Wyrok Sądu Najwyższego

[3]Du Vall Michał, Nowińska Ewa, Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Komentarz, Warszawa 2012

[4] Wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku z dnia 12 lipca 1994 r. I ACr 477/94

Jak czytać umowę dotyczącą praw autorskich
No items found.

Prawna ochrona strony www

Poniższy artykuł ukazał się w czerwcowym (2014) wydaniu miesięcznika Marketing w Praktyce.

Niezależnie od tego, czy sprzedajesz produkt eksploatowany przez Ciebie i setki Twoich konkurentów czy oferujesz niszową usługę, której nikt inny nie ma w ofercie – Twoja strona internetowa powinna zapadać w pamięć i zaciekawiać. Nie stanie się tak, jeżeli Klient będzie ją mylił stronę z dziesiątkami innych, podobnych skopiowanych od Ciebie!

Co można jednak zrobić w sytuacji, gdy ktoś „powtarza” składniki Twojej strony – content, layout lub inne elementy, które nadają jej unikalności? Czy można się przed tym zabezpieczyć lub zasadnie rościć od kopisty zaprzestania takiego działania i usunięcia skutków naruszeń? A może sam chciałbyś skorzystać z czyjegoś materiału? Postaramy się, przynajmniej częściowo, zanalizować tę problematykę.

CZY KTOŚ MOŻE NAZWAĆ SWOJĄ STRONĘ WWW PODOBNIE DO MOJEJ?

Już sama nazwa czy tytuł portalu może być chroniona, i to nie przez jedną ustawę, lecz cztery: Kodeks cywilny, ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych, ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji oraz ustawę o prawie własności przemysłowej.

Po pierwsze, nazwa może stanowić znak towarowy w rozumieniu ustawy o prawie własności przemysłowej. Kwestie prawne wiążące się ze znakami towarowymi były już omawiane w poprzednim numerze, dlatego - bez szczegółów. Przypomnienia wymaga jedynie fakt, iż znakiem towarowym może być słowo, wyraz, oprawa graficzna, czy wszystkie te elementy łącznie. Przez zastrzeżenie nazwy nabywa się prawo wyłącznego używania znaku towarowego w sposób zarobkowy lub zawodowy. Pozytywami uzyskania takiego prawa ochronnego może też być zablokowanie używania domeny łudząco podobnej do Twojej nazwy czy zakazanie używania takiego słowa przez konkurencję w Google Ad Words czy metatagach.

Jak tytuł czy nazwa mogą być chronione na podstawie Kodeksu cywilnego? Otóż, ad casum, nazwa gazety indywidualizuje ją w obrocie prasowym i z tego względu zaliczana jest do dóbr osobistych podlegających ochronie z art. 23 i 24 KC. W razie naruszenia dóbr osobistych, pokrzywdzony może żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków.

Kolejno, za czyny nieuczciwej konkurencji uważa się w szczególności wprowadzające w błąd oznaczenie towarów lub usług czy naśladownictwo produktów. Nie ulega wątpliwości, że tytuł czy nazwa Twojej strony mogą stanowić swego rodzaju oznaczenie usług. Jeżeli, ktoś inny wykorzystuje ją dla oznaczenia swoich usług, niemal na pewno dopuszcza się czynu nieuczciwej konkurencji.

Wymienione do tej pory rodzaje ochrony powstają niezależnie od tego czy nazwa jest twórcza czy banalna. Dlatego ochrona prawnoautorska wydaje się być bardziej „wymagająca” od wspomnianych wcześniej, gdyż dla swego powstania wymaga spełnienia kilku przesłanek. Mianowicie tytuł taki, ujmowany samodzielnie, musi być utworem w rozumieniu prawa autorskiego. Jedno z najnowszych orzeczeń w tym zakresie (bo z 16 kwietnia 2013 r.) formułuje to tak: „Krótka jednostka słowna, aby uzyskać ochronę na podstawie przepisów prawa autorskiego musi posiadać autonomiczną wartość twórczą i zdolność do samodzielnej egzystencji na różnych polach eksploatacji. Sama idea, pomysł, polegający na połączeniu określonego słowa ze sposobem jego wykorzystania w ściśle określonym celu, nie podlega takiej ochronie.” Ten dość abstrakcyjny opis można sprowadzić do konkluzji – nie liczy się kontekst użycia słów, one samoistnie muszą być na tyle oryginalne, by kreować utwór sam w sobie. Wówczas chronione są prawem autorskim.

LAYOUT JAKO UTWÓR?

Utworem w rozumieniu prawa autorskiego może być również szata graficzna portalu. Przy czym mowa tu zarówno o całokształcie elementów konstrukcji graficznej określających wygląd strony (kolorystyka, obrazy), jak i o samodzielnym, pojedynczym elemencie portalu (font lub oryginalna ikona również mogą być utworem). Warunkiem jest, aby ów graficzny interfejs lub jego cześć składowa „stanowiły wyraz własnej twórczości intelektualnej swego autora” (sprawa C-393/09), a więc były oryginalne o indywidualnym charakterze. Layout może być minimalnie twórczy, ponieważ ustawa o prawie autorskim nie uzależnia ochrony od jakościowych czy estetycznych wartości utworu.

Dodatkowo można zarejestrować stronę www w postaci określonej szaty graficznej jako wzór przemysłowy. Jednak, aby Urząd Patentowy rozpatrzył Twój wniosek, layout musi, po pierwsze, być nowy – co oznacza, iż nikt przed Tobą nie udostępniał publicznie identycznego wzoru strony (czyli gotowe szablony nie nadają się do rejestracji). Następnie, musi mieć indywidualny charakter – co w świetle przepisów ustawowych oznacza, iż ogólne wrażenie, jakie wywołuje na zorientowanym użytkowniku różni się od ogólnego wrażenia wywołanego przez strony, które były przed Twoją. Poza tym interfejs musi być postacią wytworu (lub jego części) nadaną mu w szczególności przez cechy linii, konturów, kształtów, kolorystykę, strukturę lub materiał wytworu oraz przez jego ornamentację – z bardzo dużym prawdopodobieństwem Twoja strona www spełnia ten wymóg.

CONTENT NIECHRONIONY?

Piszemy wciąż o kolejnych częściach Twojej strony internetowej, które stanowią przedmiot prawa autorskiego. Co jednak nie podlega ochronie prawnoautorskiej, czyli, jakie dzieła możesz wykorzystać na własnej stronie www bez konieczności uiszczania wynagrodzenia dla ich autora? Otóż, zgodnie z art. 4 PrAut z ochrony nie korzystają: akty normatywne lub ich urzędowe projekty, urzędowe dokumenty, materiały, znaki czy symbole, opublikowane opisy patentowe lub ochronne, a także proste informacje prasowe. Uważaj jednak - możesz dowolnie korzystać z powyższych w „czystej” formie, ale już ich twórcze opracowanie może stanowić utwór zależny w rozumieniu prawa autorskiego (np. tłumaczenie lub opracowanie). Prawdopodobnie najbardziej zainteresują Cię proste informacje prasowe, czyli krótkie treści zamieszczane w prasie, które nie mają charakteru twórczego, np. wyniki sportowe czy cytaty z wypowiedzi polityków. Przyjmuje się, że należy zawsze wskazywać źródło informacji - wynika to jednak ze zwyczaju, a nie z przepisów prawa.

JAK KORZYSTAĆ Z CUDZEGO CONTENTU?

Brakuje Ci weny i chciałbyś skorzystać z cudzego utworu? Albo po prostu kontekst tego wymaga? Otóż, polskie prawo autorskie czyni pewien ukłon w stosunku do dzisiejszej potrzeby szybkości obiegu informacji, głównie przez prawo przedruku. Prawo przedruku jest jedną z form dozwolonego użytku publicznego utworów chronionych, kiedy nie musisz mieć zgody autora na wykorzystanie jego materiału. Pozwala na wykorzystywanie wcześniej rozpowszechnionych utworów w celach informacyjnych m.in. aktualnych artykułów na tematy polityczne, gospodarcze lub religijne (chyba, że zostało wyraźnie zastrzeżone, że ich dalsze rozpowszechnianie jest zabronione np. przez wydawcę). Z prawa przedruku nie mogą jednak korzystać wszyscy. Przeznaczone jest ono prasie, radiu i telewizji. Pewne trudności może nastręczyć pojęcie prasy, gdyż w rozumieniu prawa prasowego również niektóre blogi albo inne serwisy internetowe mogą być potraktowane, jako prasa.

Innym przykładem dozwolonego korzystania z cudzego utworu bez zgody jego twórcy jest permanentnie nadużywane w Internecie prawo cytatu. Z prawa cytatu może skorzystać każdy. Pozwala ono w legalny sposób uatrakcyjnić własne dzieło poprzez wzbogacenie go o cudze teksty, zdjęcia czy grafiki bez zgody ich twórcy i bez uiszczania na jego rzecz wynagrodzenia. Ważne jest jednak to, by cytat został umieszczony w utworze stanowiącym samoistną całość. Zasadniczą kwestią jest to, ze prawo cytatu może być stosowane jedynie w ściśle określonych celach: wyjaśnieniu lub nauczaniu, krytycznej analizie czy prawa gatunku twórczości (np. parodia, kolaż). Nie można zapomnieć, że zapożyczony utwór musi być rozpoznawalny, czyli widocznie odróżniać się od pozostałej części tekstu. Sam cytat musi być wyraźnie oznaczony, co do autorstwa i źródła. Jak dużą część utworu można zacytować? Wbrew krążącym w sieci opiniom, nie jest to uzależnione ani od liczby znaków cytowanego tekstu, ani od liczby sekund filmu lub muzyki. Niestety nie istnieje schemat, który pozwoliłby na określenie wielkości dozwolonego cytatu w odniesieniu do wszelkich utworów. Każdy przypadek trzeba analizować indywidualnie, biorąc pod uwagę cel, funkcje oraz przeznaczenie cytatu.

Zdarza się, że chcemy skorzystać z czyjegoś contentu albo nie możemy uciec od nawiązania do niego, jednakże prawo cytatu czy prawo przedruku nie wchodzi w grę. Pozostaje nam inspiracja i wykorzystanie konkretnych materiałów przez pryzmat naszego autorskiego opracowania, czyli tworzenie różnego rodzaju przeróbek czy adaptacji. Pamiętajmy jednak, że prawo autorskie ma własne ujęcie inspiracji oraz opracowania. Granica pomiędzy nimi jest płynna, jednakże ustawodawca nie określił jej w sposób jednoznaczny.

Jeżeli tylko kreujemy pod wpływem wrażenia, refleksji, które dostarczyło nam cudze dzieło, wówczas tworzymy utwór inspirowany, który de facto jest dziełem samoistnym. W utworze inspirowanym możemy odczytać cudzy utwór, jednak nie zostaje on przeniesiony do naszego dzieła. Utwór inspirowany może być tworzony nawet wbrew woli autora inspirującego. Jednakże wówczas, np. gdy wykorzystamy inspirację w sposób uwłaczający autorowi pierwotnemu, należy liczyć się z naruszeniem jego autorskich praw osobistych. Niemniej, inspiracja pozwala w najszerszy sposób korzystać z cudzej twórczości.

W przeciwieństwie do inspiracji, opracowanie ogranicza swobodę twórczą autora zależnego (czyli tworzącego utwór zależny w stosunku do utworu macierzystego). Dzieje się tak z uwagi na fakt, iż autor zależny czerpie z dzieła pierwotnego elementy o charakterze indywidualnym i oryginalnym, a więc przenosi do swojego utworu czyjąś twórczość. Opracowujemy swój utwór na bazie lub w związku z cudzym utworem, może to być przeniesienie utworu z jednej płaszczyzny artystycznej na formę innego rodzaju np. adaptacja filmowa książki lub stworzenie ze zdjęcia grafiki. Dlatego rozporządzanie i korzystanie z takiego dzieła zawsze będzie wymagało zgody autora dzieła pierwotnego.

Powyższe zasady to tylko przysłowiowy wierzchołek góry lodowej zagadnienia, jakim jest prawna ochrona strony www. A przecież należałoby jeszcze wspomnieć o ochronie aplikacji (programów komputerowych), które często są częścią serwisu albo o ochronie baz danych oraz kilku innych kwestiach. Mamy nadzieję, że w następnym numerze uzupełnimy niektóre wątki.

prawo autorskie
News

business art fashion day - relacja

Lato, słońce i wyjątkowi goście zebrani jednego dnia, w jednym miejscu. 19 lipca 2014 r., w Stacji Mercedes w Warszawie, odbył się pierwszy z cyklu business art fashion day. Motywem przewodnim lipcowego spotkania były panele dyskusyjne poświęcone modzie, biznesie i sztuce.
AGENDA:12.00-13.30: Marka modowa- biznes jak każdy inny?Prelegenci: Dorota Wróblewska, Marzanna Lesiakowska-Jabłońska, Magda Bulera-Payne, Anna Pięta, Tobiasz Kujawaprowadzący: Paula Pul14.00-15.30: Co hamuje młodą polską przedsiębiorczość?Prelegenci: Katarzyna Godlewska, Marcin Beme, Konrad Ozdowy, Patrick Debaprowadzący: Michał Kulka16.00-17.30: Manifest lub promocja, mainstream albo artystyczna partyzantka - jak zaistnieć w świecie sztuki?Prelegenci: Zuza Krajewska, Michał Olszewski, Grzegorz Forin Piwnicki, Michał Suchora, Karol Grygoruk, Robert Kutaprowadzący: Aleksandra MaciejewiczPierwszy panel dyskusyjny dotyczył szeroko rozumianej mody, ale mody w ujęciu zdecydowanie biznesowym. Postawionych zostało wiele pytań, również kontrowersyjnych m.in. czy dla osiągnięcia sukcesu, projektant musi wcześniej zaistnieć w mediach, np. poprzez jakiś skandal? Albo czy szkoły artystyczne przygotowują i czy w ogóle powinny przygotowywać projektantów do wejścia na rynek? Jak powinno wyglądać budowanie marki modowej i czy targi modowe i inne eventy tego typu przyczyniają się do rozwoju mody w Polsce czy wręcz przeciwnie? Dyskusja była naprawdę bardzo ciekawa, prelegenci nie zawsze zgadzali się ze sobą, a wymiana argumentów była na niezwykle wysokim merytorycznym poziomie. Anna Pięta doskonale podsumowała całą dyskusję jednym słowem: konsekwencja. Każdy projektant musi być konsekwentny w budowaniu swojej marki, kolekcji, wizerunku i każdy musi zacząć od postawienia sobie trzech pytań: co robię? po co to robię? dla kogo to robię?Rozgrzani burzliwą dyskusją panelistów z branży mody, po krótkiej przerwie płynnie przeszliśmy do tematu przedsiębiorczości, choć nadal z modowym smaczkiem - dwóch prelegentów to właściciele Mustache.pl. Rozmawialiśmy o tym, co ogranicza młodych przedsiębiorców. Główny wniosek - zwykle oni sami. Paneliści są właścicielami firm o różnym stopniu rozwoju i charakterze - od działającej już globalnie Audioteki (Marcin Beme), przez Absolvent.pl - pierwszy biznes i praktycznie pierwsza praca Kasi Godlewskiej, po wspomniany mustache.pl - Patrick Deba i Konrad Ozdowy, którzy mimo młodego wieku, mają już za sobą wiele lat doświadczenia biznesowego, ale nadal pracę i firmę traktują jak dobrą zabawę. Różne doświadczenia, różne biznesy, różne relacje z inwestorami i jeden wspólny wniosek: konsekwencja, ciężka praca, elastyczność - to klucze do sukcesu. Zabrakło w panelu przedstawiciela strony inwestycyjnej – na pewno nadrobimy to kolejnym razem, bo chętnie zestawimy punkt widzenia młodego przedsiębiorcy z doświadczonym inwestorem.
Trzeci i ostatni panel dyskusyjny, dotyczył szeroko pojmowanej sztuki, jednak w kontekście jej sprzedaży oraz promocji artysty. Teorii na ten temat w dyskusji pojawiło się wiele – od konieczności wprowadzenia zajęć z autopromocji i marketingu w szkołach artystycznych, przez pozostawienie swojej twórczości w gestii agenta lub galerii, po niejako bierne, lecz twórcze oczekiwanie na odkrycie. W tym kontekście padły również pytania, np. czy przez obecną sytuację na rynku sztuki, artysta może być jeszcze niezależny? Tutaj również nie pojawiła się jednoznaczna odpowiedź, jednak wybiło się proste stwierdzenie, że powinien. Powinien, ponieważ pozwoli mu to skupić się na twórczości i swoim rozwoju. Te, i wiele innych pytań pojawiło się w trakcie panelu, jednak przy odpowiedzi na najważniejsze - jak więc zaistnieć w świecie sztuki, paneliści byli zgodni – dzięki ciężkiej pracy. Artysty, oczywiście.
Tak zakończył się business art fashion day. Przynajmniej oficjalnie. Ponieważ nieoficjalnie dyskusje z osobami, które tego dnia odwiedziły Stację Mercedes, i prelegentami, którzy zostali po panelach, ciągnęły się jeszcze do wczesnego wieczora. Trzy różne panele, trzy różne zagadnienia, jeden wniosek: dla sukcesu, niezależnie, w jakiej branży potrzebne są konsekwencja i ciężka praca. Następny business art fashion day przed nami- szczegóły wkrótce!Tutaj chcielibyśmy również podziękować Stacji Mercedes oraz firmie MadBear, którzy przyczynili się do tego, że nasz event wypadł tak doskonale.

prawo autorskie
Własność Intelektualna i Prace B+R

Najczęstsze błędy w umowach związanych z prawem autorskim

Każdy próbuje być tą silniejszą stroną w umowie, zastrzec na swoją korzyść więcej kosztem drugiej strony. Jeden powiedziałby, że to znak naszych czasów, kapitalizmu dążącego do wyzysku jednostki. Inny, że to cecha Polaków, którzy nie zawsze poczuwają się do zachowania elementarnej uczciwości wobec swoich krajan.Narzekając, zapominamy jednak, że już starożytne i feudalne prawo w dużej mierze dotyczyło oszustw w obrocie towarowym, przykładowo w systemie miar i wag - odważniki o masie mniejszej od podanego na nich nominału, czy taśmy mierniczych, na których jednostka długości była krótsza od wzorca. Na szczęście, w dzisiejszych czasach, nie musimy w obrocie handlowym zdawać się na arbitralne wyroki osób stojących wyżej w hierarchii społecznej czy na siły wyższe (tak jak przykładowo w § 106 Kodeksu Hammurabiego: jeśli agent handlowy srebro od kupca wziął i wobec kupca swego wyprze się tego, a kupiec ten przed bogiem i świadkami wzięcie srebra przez agenta handlowego udowodni, agent handlowy srebra tyle, ile wziął, po trzykroć kupcowi odda.). Możemy poszukać „sprawiedliwości” w Internecie. Lecz niniejsze stwierdzenie jest niemniej kontrowersyjne, biorąc pod uwagę chociażby wypowiedzi niektórych specjalistów na różnych forach internetowych. Dlatego również korzystając z dobrodziejstw Internetu, chcemy przybliżyć Wam kilka przypadków niekorzystnych klauzul, które spotykamy z zadziwiającą częstotliwością w naszej praktyce. Oczywiście, zgodnie z naszą specjalizacją, będą one dotyczyć prawa autorskiego.
Zastrzegamy jednak, iż są to wskazówki dla osób mających przynajmniej podstawową wiedzę z zakresu prawa autorskiego. W tym artykule nie znajdziecie wyjaśnienia, czym jest licencja albo pole eksploatacji.

PRZENIESIENIE PRAW AUTORSKICH DO UTWORU

Na początku krótka uwaga – przeniesienie praw autorskich do utworu nie jest tym samym, co „przeniesienie” praw do korzystania z utworu. W pierwszym wypadku dochodzi do wyzbycia się definitywnie własnych praw majątkowych do utworu w zakresie wskazanym w umowie. Natomiast, w drugim wypadku dochodzi do zawarcia umowy licencyjnej. Nie jest to może „kruczek” w umowie, ale zdarza się, iż twórca nie korzysta później ze swojego utworu, ponieważ tkwi w błędnym przekonaniu, iż wyzbył się do niego praw.„Z chwilą powstania poszczególnych elementów Dzieła oraz Dzieła jako całości, Autor przenosi na Zleceniodawcę prawa autorskie …”. Niniejsza klauzula powinna być uznana za pomyłkę w niejednej umowie. Nie dość, że nie jest praktyczna dla „sprytnego” Zleceniodawcy (chyba, że będzie monitorował Autora 24/7, sprawdzając, czy ten nie stworzył właśnie fragmentu Dzieła, aby rościć sobie do niego prawo), to tym bardziej nie jest korzystna dla samego Autora, ponieważ niezależnie od tego, czy Zleceniodawca utwór przyjmie w danej postaci, czy nie, czy też zapłaci, czy nie - teoretycznie zgodnie z tym zapisem, Autor może stracić prawa do swojego utworu.
Należy tutaj wspomnieć również o różnego rodzaju zamówieniach publicznych czy konkursach. Ich organizatorom często zdarza się odsunąć na bok dobre obyczaje, zastrzegając na swoją rzecz przeniesienie praw autorskich do dzieła wraz z jego zgłoszeniem. Dobrym przykładem jest nagłośnione jakiś czas temu na forach internetowych oświadczenie o treści: „Oświadczenie Uczestnika Konkursu „Stalowy design – pomiędzy technologią a sztuką” o przekazaniu (przeniesieniu) bez wynagrodzenia autorskich praw majątkowych do Pracy Konkursowej na rzecz Organizatora”, które należało złożyć, aby wziąć udział w konkursie. W ten sposób wszyscy „przegrani” pozbyli się bezinteresownie swoich praw do pracy konkursowej.

POLA EKSPLOATACJI

„Zamawiający nabywa autorskie prawa majątkowe do Dzieła na wszystkich znanych w chwili podpisywania Umowy polach eksploatacji.”. Pomijając już fakt, iż umowa o przeniesienie autorskich praw majątkowych lub umowa o korzystanie z utworu obejmuje tylko pola eksploatacji wyraźnie w niej wymienione, zwróćmy uwagę na prostą zależność. Jeżeli podpisujemy umowę, przykładowo z wydawcą o wydanie naszej książki w postaci papierowej, to po co przenosić na niego swoje prawa na pola eksploatacji takie jak utrwalanie i zwielokrotnianie utworu w formie zapisu magnetycznego albo jego reemitowanie? Pamiętajmy, iż w niewymienionym w umowie zakresie prawa autorskie pozostają przy twórcy.
Niestety, twórcy mają tendencję do przenoszenia całości autorskich praw majątkowych na wszystkich możliwych polach eksploatacji (zapewne podpisywaliby również umowy na pola eksploatacji, które są nieznane w chwili zawarcia umowy, gdyby ustawa tego nie zabraniała). Jeżeli nasz zleceniodawca zdecyduje się na inne formy wykorzystania utworu niż pola eksploatacji wskazane w umowie, można w każdej chwili zawrzeć z nim aneks do umowy (a przy okazji można zażądać dopłaty). Poza tym, jeżeli strony umawiają się na wynagrodzenie od „sprzedanych egzemplarzy”, to należy wówczas pamiętać, że niejako za wszelkie pola eksploatacji, które nie obejmują takich egzemplarzy (i wykorzystanie w tym zakresie utworu), druga strona nie będzie musiała autorowi płacić.

PRAWA ZALEŻNE

Równie częstą tendencją twórców, spotykaną w obrocie prawami autorskimi, jest bezrefleksyjne przenoszenie na drugą stronę umowy prawa do wykonywania praw zależnych. Taki zapis powinien być uwzględniony w umowie dopiero wtedy, gdy twórca chce, aby nabywca miał swobodę dokonywania przeróbek utworu np. pisarz chce pozwolić wydawcy na sprzedaż adaptacji filmowej swojego dzieła, grafik na dowolną modyfikację stworzonego przez siebie logotypu albo fotograf na kadrowanie swojego zdjęcia. Wprawdzie osobiste prawa autorskie chronią przed nierzetelnym wykorzystaniem utworu, jednak twórca powinien się zastanowić, czy chce, aby nabywca praw mógł rozpowszechniać utwór w zmienionej przez siebie postaci.
Jeżeli twórca nie chce dopuścić do takiej sytuacji, wystarczy, że pozostawi tę kwestię nieuregulowaną w umowie. Wówczas zastosowanie ma ustawa, a dokładniej art. 46 prawa autorskiego, który stanowi, że jeżeli umowa nie stanowi inaczej, twórca zachowuje wyłączne prawo zezwalania na wykonywanie zależnego prawa autorskiego, mimo że w umowie postanowiono o przeniesieniu całości autorskich praw majątkowych.
Oprócz bardziej biznesowego oszacowania, czy bardziej opłaca się wynagrodzenie ryczałtowe czy procentowe, zwróćmy uwagę, jaki zakres praw ono obejmuje. Oprócz wspomnianego wyżej przeliczenia za co jest przyznawany procent, a co obejmują pola eksploatacji, warto przyjrzeć się czy wynagrodzenie jest wymierne w stosunku do innych praw m.in. prawa zależnego. Warto tu przywołać treść jednego z wyroków, gdzie Sąd orzekał w kwestii przeniesienia przez autora uprawnień związanych ze sposobami wykorzystania utworu, które nie są precyzyjnie znane w chwili zawierania umowy:

„Co do zasady należy przyjąć, że takie postanowienie umowy, nawet sformułowane w sposób jednoznaczny, pozostawałoby w sprzeczności z dobrymi obyczajami. Zrzeczenie się, w ramach umowy odpłatnej, uprawnień, których wartość jest niemożliwa do oszacowania nawet w przybliżeniu, należy uznać za sprzeczne z dobrymi obyczajami. Obyczaje te wymagają, bowiem, aby autor, przenosząc autorskie prawa majątkowe, uzyskał w zamian stosowne świadczenie ze strony kontrahenta.” (wyrok SN z dnia 8 listopada 2000 r. sygn. akt V CKN 693/2000)

Wniosek? Nie należy przenosić niemal wszystkich przysługujących nam praw do utworu za jednym razem i w ramach jednego wynagrodzenia (to samo dotyczy udzielania licencji). Wręcz przeciwnie – udzielajmy tych uprawnień jak najmniej, tyle, aby wystarczyło do wykonania celu umowy.Niniejszy tekst w żadnym wypadku nie wyczerpuje tematu sztuki podpisania dobrej umowy. Chcemy dać Wam jedynie wgląd w najczęściej popełniane przez twórców błędy. Mamy nadzieję, że jeszcze nie raz ten temat rozwiniemy.

prawo autorskie
News

Prawo w działalności kreatywnej- warsztaty

Wspólnie z Urzędem M.St. Warszawy organizujemy dwudniowe warsztaty dla kreatywnych pt: "Prawo w działalności kreatywnej".

„PRAWO W DZIAŁALNOŚCI KREATYWNEJ”

29-30 maja 2014 r. / godz. 10:00-17:00Państwomiasto, ul. Andersa 29, WarszawaPROGRAM:

29 maja / PRAWO WŁASNOŚCI INTELEKTUALNEJ W DZIAŁALNOŚCI KREATYWNEJ

1. Efektywne zarządzanie własnością intelektualną priorytetowe w działalności kreatywnej.2. Ekonomiczne aspekty własności intelektualnej.3. Prawo autorskie.4. Dozwolone korzystanie z cudzej twórczości.5. Prawa twórcy i ich ochrona.6. Ochrona wizerunku.7. Wybrane zagadnienia z zakresu prawa własności przemysłowej m.in. patent, wzór użytkowy czy wzór przemysłowy.8. Podsumowanie - prawo własność intelektualna na przykładzie reklamy i marketingu.

30 maja / PRAKTYCZNE ASPEKTY PRAWA W DZIAŁALNOŚCI KREATWYNEJ

1. Swoboda umów w działalności kreatywnej.2. Rozliczenie umowy barterowej.3. E-commerce w działalności kreatywnej.4. Przetwarzanie i ochrona danych osobowych w działalności kreatywnej.5. Zapobieganie i zwalczanie nieuczciwej konkurencji.6. Jak skutecznie egzekwować wierzytelności.
Osoby chcące wziąć udział w warsztatach proszone są o wysłanie formularza rekrutacyjnego do dnia 20 maja 2014 r. na adres ddobrzynska@um.warszawa.pl. W tytule prosimy wpisać „ECCL – PRAWO”. Formularz znajdziecie w załączniku do tego artykułu.
Liczba miejsc ograniczona! Uczestnicy szkolenia zostaną wybrani na podstawie przesłanych zgłoszeń. Warunkiem uczestnictwa jest prowadzenie działalnosci lub chęć jej załozenia w sektorze kreatywnym.

prawo autorskie
News

Cracow Fashion Week

W dniach między 22 a 30 marca odbywał się Cracow Fashion Week. Formuła krakowskiego Fashion Weeku jest nieco inna niż podobnych imprez tego typu na świecie. CFW ma na celu ułatwienie startu zawodowego młodym projektantom, umożliwienie im kontaktu z inspirującymi osobistościami z Polski i z zagranicy, integrację młodzieży związanej z modą z różnych krajów oraz ukazanie wielowymiarowych związków mody ze sztuką.

lawmore miało swój udział w jednym z paneli Cracow Fashion Week, mianowicie w Konferencji dla projektantów mody pt. “Co dalej, czyli jak wypromować własną markę. W ramach konferencji przeprowadziłyśmy wykład ”Prawo w modzie, czyli co projektant powinien wiedzieć o prawach autorskich”. Liczba zainteresowanych przerosła nasze najśmielsze oczekiwania- na sali doliczyłyśmy się ponad 100 osób! Jak zwykle, starałyśmy się dwutorowo omawiać wybrane zagadnienia tzn. najpierw przybliżenie przepisów ustawowych i teoria, później ich praktyczne omówienie na przykładach (dużo dawka case studies). Jesteśmy przekonane, iż dla projektantów (którzy nie studiują przecież prawa), to case study pozwalają na łatwe przyswojenie i pełne zrozumienie niektórych tematów. Podczas wykładu omówiłyśmy wątki prawne poruszone w takich sprawach jak: czerwona podeszwa Louboutina (w przedmiocie znaków towarowych), wzór spodni Madox (w temacie ochrony wzoru przemysłowego), Łukasz Jemioł i jego umowa licencyjna z Warner Bross (omówienie regulacji prawnych dot. obrotu prawami własności intelektualnej) czy logo parody w kontekście Briana Lichtenberga. Jak widać, poruszyłyśmy wiele wątków spoza zakresu prawa autorskiego, jednak chciałyśmy zwrócić uwagę projektantów na złożoność problematyki prawnej dotykającej ich twórczości.
W trakcie prezentacji padło wiele pytań, co bardzo nas ucieszyło – świadczyło to nie tylko o tym, że zgromadzone osoby były zainteresowane tematem, ale również o tym, że uważnie nas słuchały.fot. Katarzyna Rapacz

uZYSV4nuQeyq64azfVIn_15130980706_64134efc6e_o
News

FashionPhilosophy Fashion Week Poland

Na pewno wszyscy znacie FashionPhilosophy Fashion Week Poland, które jest największym międzynarodowym wydarzeniem modowym w Polsce. Organizowane jest dwa razy w roku w Łodzi i prezentowane na nim są premierowe kolekcje stworzone przez najzdolniejszych polskich i zagranicznych projektantów oraz domy mody.
Co roku, w ramach Fahion Week odbywa się cykl szkoleń Let Them Know, które są przeznaczone dla osób zainteresowanych zdobywaniem wiedzy i poszerzaniem kompetencji z zakresu branży modowej. Zajęcia, o zróżnicowanej tematyce, prowadzą eksperci zajmujący się m. in. prawnymi, marketingowymi i kulturowymi aspektami mody.Let Them Know to szkolenia przeznaczone dla projektantów, producentów, właścicieli firm odzieżowych, specjalistów ds. marketingu, a także wszystkich osób chcących poszerzyć kompetencje z zakresu branży odzieżowej. Uczestnicy mają okazję zdobyć trudno dostępną w Polsce wiedzę oraz przygotowanie niezbędne, by wchodzić w owocne relacje ze światem biznesu i budować marki o dużym znaczeniu na rynku mody.
W trakcie tegorocznej, 10 edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland, będziemy mieli przyjemność poprowadzić wykład pt. „Sprzedaż on-line – własny sklep czy platformy multibrandowe?”. Temat wykładu wynika przede wszystkim z naszych praktycznych doświadczeń związanych z codziennym kontaktem z projektantami. W końcu dla każdego projektanta przychodzi moment, gdy to sprzedaż w Internecie zaczyna być częścią dalszego rozwoju. Jedną z decyzji, którą należy wówczas podjąć, to decyzja, czy lepiej stworzyć własny sklep online czy sprzedawać poprzez platformy multibrandowe? W trakcie wykładu postaramy się przedstawić plusy i minusy zarówno pierwszego, jak i drugiego rozwiązania. Przedstawimy także alternatywy dla obu opcji. Zgodnie z naszą, nie raz pozytywnie przyjętą, praktyką, zagadnienia zostaną omówione na konkretnych przykładach. Zapewniamy, że będzie ciekawie ☺Więcej o szkoleniach LetThemKnow na stronach Fashion Week

aspekty prawne a sklep internetowy
Własność Intelektualna i Prace B+R

"Patentujemy... logo?" czyli kilka słów o pojęciach prawa własności przemysłowej.

Na wykładach i w rozmowach z naszymi Klientami często spotykamy się z delikatnym mieszaniem pojęć: mylony jest wzór użytkowy ze wzorem przemysłowym, powszechne jest też przekonanie, że można je opatentować. Ale kiedy usłyszeliśmy o „patentowaniu logo” postanowiliśmy napisać krótkie wyjaśnienie w temacie podstawowego nazewnictwa stosowanego w prawie własności przemysłowej (tak, kwestie związane z logo również są w tym akcie regulowane).

Zacznijmy od tego, czym jest wynalazek, wzór przemysłowy i użytkowy oraz znak towarowy, a potem powiemy sobie, które z nich można opatentować.

Znak towarowy, potocznie zwany logo, tak naprawdę może być wszystkim tym, co odróżnia producentów towarów i usług od ich konkurentów. Warunkiem jest, aby oznaczenie takie dało się wyrazić w sposób graficzny, a że jest to możliwe również przy melodiach czy kolorach jako takich, również one mogą zostać zastrzeżone. Zdarzały się również zapachowe znaki towarowe np. „zapach świeżo skoszonej trawy” dla piłek tenisowych, jednak częściej rejestrowane są znaki konwencjonalne, takie właśnie jak logo czy slogan.

Wynalazkiem jest nowe rozwiązanie posiadające charakter techniczny charakteryzujące się poziomem wynalazczym i nadające się do przemysłowego stosowania. Jeżeli również uważacie, że ta ustawowa definicja to „masło maślane”, doprecyzowanie - odpowiedni poziom wynalazczy to rodzaj nieoczywistości w światowym stanie techniki. Można wyróżnić cztery kategorie wynalazków: produkty, urządzenia, sposoby, zastosowania.

Wzory użytkowe, zwane są również małymi wynalazkami, ponieważ są to pewne rozwiązania techniczne, które nie spełniają wymogów kwalifikowania się na wynalazek. Definicyjnie, wzór użytkowy to nowe i użyteczne rozwiązanie o charakterze technicznym, dotyczące kształtu, budowy lub zestawienia przedmiotu o trwałej postaci.

Wzory przemysłowe generalnie można określić jako design, ponieważ dotyczą one ozdobnych czy estetycznych elementów produktów, takich jak linia, kształt, kolorystyka, struktura czy ornamentacja. Przez to mogą mieć zarówno postać trójwymiarową (przestrzenną), jak również dwuwymiarową (płaską). Takim wytworem jest każdy przedmiot wytworzony w sposób przemysłowy lub rzemieślniczy obejmujący w szczególności opakowanie, symbole graficzne oraz kroje pisma typograficznego. Wymogiem jest jednak, aby wzór taki miał indywidualny charakter (a więc nie był odtwórczy) i był nowy, również w skali światowej.

Łatwo domyślić się, dlaczego czasownik „patentować” jest tak popularny. Być może jest to pochodna faktu, iż zarówno zgłoszenie wynalazku czy wzoru użytkowego, jak i rejestracja znaku towarowego czy wzoru przemysłowego dokonywane są przez Urząd Patentowy (na terytorium RP). Jednakże to na wynalazki udzielane są patenty.

Co daje patent, a co pozostałe prawa ochronne? Przez uzyskanie patentu nabywa się prawo do wyłącznego korzystania z wynalazku w sposób zarobkowy lub zawodowy na całym obszarze Rzeczypospolitej Polskiej. Podobny skutek wywołuje udzielenie prawa ochronnego na wzory – przemysłowy i użytkowy, jak i na znak towarowy. Dodatkowo, uprawniony może zakazać osobom trzecim wytwarzania, oferowania, wprowadzania do obrotu, importu, eksportu lub używania wytworu, w którym wzór czy wynalazek jest zawarty bądź zastosowany, albo towaru, na którym umieszczony jest taki znak. Jeżeli jednak komuś bardzo zależy, aby korzystać z Waszej własności intelektualnej, możecie udzielić innej osobie upoważnienia do używania znaku, wzoru czy wynalazku, zawierając z nią umowę licencyjną.

Źródło rysunków: Bazy danych UP RP

developer
Branża Kreatywna

Zmiany w przepisach dotyczących e-commerce: część druga

W ostatnim artykule opisałam, jakie zmiany, z punktu widzenia konsumenta, przyniesie wejście w życie nowej ustawy konsumenckiej. Jak dobrze pamiętacie, mówiłam głównie o korzyściach stąd wynikających.
W tym artykule chciałabym wziąć pod lupę nowe przepisy, ale już z punktu widzenia e-przedsiębiorców. Generalnie, nowe przepisy zobowiążą przedsiębiorców działających w handlu elektronicznym przede wszystkim do technicznego dostosowania swoich sklepów internetowych, w tym regulaminów sprzedaży oraz opcji wyświetlania na stronach internetowych. Na pewno już słyszeliście o jednym z najbardziej absurdalnych rozwiązań, mianowicie: oznaczania przycisku kończącego proces zamówienia słowami: „zamówienie z obowiązkiem zapłaty”. Przedsiębiorcy będą musieli wywiązać się z wielu obowiązków informacyjnych, czyli między innymi pouczać konsumentów o prawie odstąpienia i udostępnić w związku z tym formularze oświadczenia o odstąpieniu od umowy.
Jednak idące zmiany to nie tylko dodatkowe, czasami uciążliwe obowiązki. To też korzyści. I to właśnie na nich chciałabym się skupić w dzisiejszym artykule.

Harmonizacja przepisów w UE – rozwój handlu transgranicznego

Celem Dyrektywy jest przede wszystkim uproszczenie i aktualizacja unijnych przepisów konsumenckich. Ma to zachęcić przedsiębiorców do pozyskiwania klientów w innych państwach członkowskich UE, zwłaszcza jeśli chodzi o regiony przygraniczne. Pełna harmonizacja przepisów w zakresie prawa do informacji oraz prawa do odstąpienia ma poprawić pewność norm nie tylko wśród przedsiębiorców, ale także wśród konsumentów. Zachęci to ich do dokonywania zakupów także u zagranicznych sprzedawców. Potencjalnie, dzięki temu, przedsiębiorcy będą mogli zaoszczędzić na pomocy prawnej w razie rozwinięcia obszaru działalności transgranicznej.
Warto jednak dodać, że Dyrektywa nie zmieni krajowych przepisów dotyczących sposobów zawierania umów lub oceny ich ważności, prawa ochrony konkurencji oraz nieuczciwych praktyk rynkowych czy wymogów językowych.

Ujednolicenie zasad odpowiedzialności za jakość rzeczy

Projekt ustawy ujednolici zasady odpowiedzialności za sprzedany produkt. Obecnie sprzedający odpowiada za jakość towaru na podstawie dwóch odrębnych reżimów: rękojmi (czyli za wady rzeczy w stosunku do kupujących, którzy nie są konsumentami) i za niezgodność towaru z umową wobec konsumentów. Zgodnie z nowymi przepisami, przedsiębiorcę mają obowiązywać tylko dwa tryby reklamacji: na podstawie rękojmi i na podstawie gwarancji. Zniknie pojęcie „niezgodności towaru z umową”. Powinno to ułatwić, zarówno konsumentom, jak i przedsiębiorcom, korzystanie z odpowiednich uprawnień.

Ułatwienie stosowania przepisów

1. Jasno zdefiniowane obowiązki informacyjneProjekt ustawy jednoznacznie definiuje, jakie informacje, kiedy i w jaki sposób przedsiębiorca powinien przekazać konsumentowi. Przykładowo, najpóźniej w chwili złożenia propozycji zawarcia umowy, sprzedający musi poinformować konsumenta w jasny i zrozumiały sposób o swoich danych identyfikujących, m.in. o firmie, organie, który zarejestrował daną działalność gospodarczą i numerze, pod którym został zarejestrowany, adresie pocztowym, pod którym prowadzi przedsiębiorstwo i numerze telefonu przedsiębiorstwa.2. Odstąpienie od umowy: warunki, kosztyProjekt nowej ustawy konsumenckiej jednoznacznie określa zasady dotyczące prawa odstąpienia od umowy, w tym sposób obliczania terminów oraz skutków jego wykonania, a także kwestie związane z kosztami zwrotu zakupionego przedmiotu.
Zgodnie z przepisami projektu nowej ustawy, konsument poniesie koszty odesłania towaru, jeśli wcześniej został o tym poinformowany przez sprzedawcę. Z tego względu sprzedawca musi udzielić wcześniej szczegółowych informacji o kosztach zwrotu towaru jakie poniesie konsument w przypadku wykonania prawa odstąpienia od umowy.
W celu ułatwienia sprzedaży transgranicznej i ograniczenia kosztów dla przedsiębiorców, wprowadzono jednolity wzór oświadczenia o odstąpieniu od umowy dla wszystkich państw członkowskich.
Jeśli chodzi o termin na odstąpienie od umowy, należy go, co do zasady, liczyć od momentu, w którym konsument wejdzie w fizyczne posiadanie nabytego towaru, natomiast w przypadku umów dotyczących świadczenia usług- od momentu zawarcia umowy.

3. Zasady dotyczące korzystania z rzeczy w okresie, w którym można odstąpić od umowyProjekt ustawy wprowadza precyzyjne zasady dotyczące korzystania z kupionego przez konsumenta przedmiotu w okresie, w którym możliwe jest odstąpienie od umowy.
Przykładowo, jeżeli konsument użyje towaru w szerszym zakresie niż jest to wymagane dla sprawdzenia towaru, który nabył, to odpowiada on za zmniejszenie wartości towaru (sprzedawca będzie mógł zwrócić mu cenę towaru pomniejszoną o wartość zużycia). Tutaj jednak pojawia się pytanie: kto będzie ustalał, o jaki procent zmniejszyła się wartość towaru? Sprzedawca wedle swego uznania? Idąc dalej, czy na tym tle nie będzie dochodziło do konfliktów między sprzedawcami a konsumentami? Jest wiele scenariuszy… Czy ustawodawca przewidział takie sytuacje? 4. Sprzedaż treści cyfrowych- możliwość odstąpienia od umowyProjekt nowej ustawy konsumenckiej przewiduje wprowadzenie nowych przepisów dla przedsiębiorców, którzy zajmują się sprzedażą treści cyfrowych niezapisanych na nośniku materialnym. Otóż konsumentowi nie będzie przysługiwało prawo do odstąpienia od umowy, jeżeli spełnianie świadczenia rozpoczęło się za jego wyraźną zgodą przed upływem terminu na odstąpienie od umowy i po poinformowaniu go przez przedsiębiorcę o utracie prawa do odstąpienia od umowy. Dlatego zapobiegliwy sprzedawca powinien mieć udokumentowaną i wyraźnie potwierdzoną zgodę klienta. W wypadku braku takiej informacji, konsument będzie mógł odstąpić od umowy w ustawowym terminie.Ułatwienie dochodzenia roszczeń regresowychProjekt ustawy wprowadza szczegółowe zasady dotyczące dochodzenia przez sprzedawców roszczeń regresowych wobec przedsiębiorców, którzy bezpośrednio odpowiadają za wadę towaru (producentów). Nowe przepisy mają ułatwić dochodzenie zwrotu kosztów poniesionych w związku z wykonaniem uprawnień konsumenta - od tego ze sprzedawców, którego to działanie spowodowało wadę sprzedanego przedmiotu. Odpowiedzialność ta będzie oparta na rękojmi, na zasadach ogólnej odpowiedzialności za niewykonanie zobowiązania z kodeksu cywilnego, a także na zasadzie regresu.
Na podstawie obu artykułów można wywnioskować, że dyrektywa wprowadza sporo istotnych zmian w stosunkach B2C, do których przedsiębiorcy powinni już zacząć się przygotowywać. Z założenia, zbliżające się zmiany mają przynieść wiele korzyści obu stronom e-transakcji: konsumentom ułatwić robienie zakupów internetowych, a e-przedsiębiorcom prowadzić sprzedaż transgraniczną. W rzeczywistości może się jednak okazać, że zmiany te przysporzą sprzedawcom sporo kłopotów: będą musieli oni zmierzyć się z dodatkowymi wymogami prowadzenia działalności, dostosować do nowych przepisów regulaminy sklepów, a także strony internetowe i komunikaty wysyłane do klientów.
Teoretycznie brzmienie projektu przepisów nowej ustawy konsumenckiej może jeszcze ulec zmianie. Przepisy powinny wejść w życie w dniu 13 czerwca 2014 roku i będą dotyczyły wszelkich umów zawartych po tej dacie.

A photo by Crew. unsplash.com/photos/rCOWMC8qf8A
News

Festiwal BOSS

Festiwal BOSS jest wydarzeniem biznesowo-edukacyjnym, organizowanym przez największą studencką organizację promującą przedsiębiorczość w Polsce – Fundację Studenckie Forum Business Centre Club. Festiwal powstał z myślą o młodych ludziach, łaknących wiedzy, praktycznych umiejętności, kontaktów i sukcesu. To inicjatywa, mająca zachęcić młode pokolenie do ciągłego, wielowymiarowego rozwoju. W wydarzeniu bierze udział ponad 20 000 młodych ludzi oraz ponad 250 prelegentów, którzy spotykają się w 16 miastach Polski na ponad 35 uczelniach wyższych, na przełomie marca i kwietnia. Jest to jedyne wydarzenie o tak szerokiej skali realizowane w naszym kraju.

Lawmore miało przyjemność uczestniczyć w warszawskiej edycji Festiwalu. W sobotę, 5 marca w Collegium Civitas, przeprowadziłyśmy wykład w ramach modułu Business & Start-up pt. „Zakładamy własny start-up, czyli kilka słów o doświadczeniach związanych z tworzeniem własnej marki, tajnikach sukcesu i błędach, których należy unikać”.

Prelekcja opierała się przede wszystkim na naszych doświadczeniach związanych z rozpoczynaniem własnej działalności – wypunktowałyśmy 10 aspektów, a raczej problemów, które będąc zaniedbywane, źle wpływają na rozwój firmy. Badania pokazują, iż 9 na 10 start-up’ów upada, a więc niezwykle ważna jest świadomość, co powoduje taki rozwój wypadków. Ich świadomość jest, według nas, połową drogi do sukcesu.
W trakcie wykładu przekazałyśmy także uczestnikom podstawowe zagadnienia istotne przy tworzeniu własnej firmy: od teorii dream teamu składającego się z hipstera, hustlera i hackera, przez strategię MVP, po zalety porażki.
Jako podsumowanie, przypomnimy myśl przewodnią naszej prelekcji:

„Bądź mistrzem kuchni. Kreatywnie podchodź do „gotowania” twojego produktu, testuj nowe przepisy, łącz różne składniki, słuchaj opinii klientów, wyciągaj wnioski, radź się u innych mistrzów i urządzaj cykliczne degustacje.”

„Dobre praktyki – Dekalog start-upowca” Piotr Fuglewicz i Łukasz Zjawiński

fot. Agnieszka Stygar

skyscraper
Własność Intelektualna i Prace B+R

Krótko o hejcie, czyli odpowiedzialność prawna blogera za „krytykę”

Myślę, że nie muszę nikomu przypominać, iż drugiej istocie (także ludzkiej) należy się szacunek. Wynika to z faktu, iż każdy z nas posiada przyrodzoną godność. Interesujący w świetle nienaruszalności godności człowieka wydaje się być wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego (a za jego przykładem również polskiego Trybunału), który zasadą tą uzasadnił niekonstytucyjność przepisu prawa lotniczego, pozwalającego na zestrzelenie samolotu uprowadzonego przez terrorystów, jeżeli na pokładzie znajduje się chociażby jedna osoba nie będąca agresorem – nawet, jeżeli śmierć kilku mogłaby uratować życie tysięcy osób. Proszę się nie obawiać, filozoficzne dywagacje nie są tematem niniejszego wpisu. Tematem tym jest odpowiedzialność blogera za naruszenie dóbr osobistych.Jak dobra praktyka nakazuje, zacznę od początku, mianowicie wyjaśnienia, czym jest owo naruszenie dóbr osobistych. Dobra osobiste człowieka określane są jako pewne wartości życia psychicznego czy uczuć człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, i pozostają one pod ochroną prawa cywilnego, niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach (art. 23 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. - Kodeks cywilny). Już samo bezprawne zagrożenie tym dobrom, rodzi odpowiedzialność m.in. odszkodowawczą. W Polsce popularne jest również żądanie umieszczenia na stronie www albo w popularnym dzienniku np. na okres dwóch tygodni, etykiety z użyciem optymalnej wielkości czcionki, w której osoba obrażająca „spowiada” się ze swojej winy i składa szczere przeprosiny. Oprócz tego „oszczerca” powinien liczyć się z odpowiedzialnością karną, z tytułu popełnienie pomówienia albo znieważenia.
Wydaje się, iż w polskiej rzeczywistości panuje pewien rodzaj paradoksu - poziom natężenia mowy nienawiści (czy tzw. hejtingu) w Internecie jest wprost proporcjonalny do przewrażliwienia niektórych na temat oceny ich osoby. W świetle powyższej różnorodności podstaw prawnych roszczenia, ostrożny bloger powstrzyma się przed silnie „ekstrawaganckimi” określeniami. Jeżeli w tym momencie budzi się w Tobie bojownik o wolność słowa, zważ, że istnieją pewne ugruntowane granice krytyki czy satyry.
W kwestii tej warto pochylić się nad przepisami ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. - Prawo prasowe (należy sprecyzować, dlaczego powołuję się na Prawo prasowe we wpisie odnośnie blogerskiej działalności, mianowicie zgodnie z art. 54b pp, przepisy o odpowiedzialności prawnej i postępowaniu w sprawach prasowych stosuje się odpowiednio do naruszeń prawa związanych z przekazywaniem myśli ludzkiej za pomocą innych niż prasa środków przeznaczonych do rozpowszechniania, niezależnie od techniki przekazu, w szczególności publikacji nieperiodycznych oraz innych wytworów druku, wizji i fonii). Zdecydowanie wiele wyjaśni w tej kwestii art. 41 pp, który stanowi, iż publikowanie rzetelnych, zgodnych z zasadami współżycia społecznego ujemnych ocen (czyli ustawowo ujęta krytyka) dzieł naukowych lub artystycznych albo innej działalności twórczej, zawodowej lub publicznej służy realizacji zadań „wyższych” i (dobra informacja) pozostaje pod ochroną prawa. Przepis ten stosuje się odpowiednio do satyry i karykatury.
Chociaż niekiedy forma utworu, np. felietonu satyrycznego, upoważnia do zastosowania ostrzejszych środków ekspresji literackiej, to nie uprawnia ona do naruszenia dóbr osobistych innej osoby (sygn. I CR 135/87). Typową cechą satyry jest dążenie do ośmieszenia tego, co jej autorowi wydaje się szkodliwe, bezwartościowe lub błędne, stąd zwykło się mówić, że przedstawia ona rzeczywistość "w krzywym zwierciadle" (sygn. I CKN 1135/98). Dlatego innym istotnym elementem branym pod uwagę przy określeniu odpowiedzialności krytyka, jest waga problemów lub zjawisk będących przedmiotem takiej wypowiedzi.
Chwile niepewności mogli przeżyć blogerzy, kiedy to Sąd Okręgowy w Tarnowie, orzekł, iż administrator strony/bloga odpowiada za treści umieszczane w komentarzach przez osoby trzecie (często anonimowe). Na szczęście, Sąd Apelacyjny potwierdził, iż art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną nie obliguje do prewencyjnej kontroli zamieszczanych komentarzy. Jednakże innych „groteskowych” wyroków nie brakuje, dlatego jednak pewna niepewność w kwestii zakresu odpowiedzialności właścicieli blogów pozostaje.
Kończąc pozytywnym akcentem – bloger nie ponosi odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych, jeżeli okoliczności takiego nastąpiły wyłącznie w subiektywnym odczuciu adresata danego wpisu. Miernika obiektywnego poszukuje się zazwyczaj w tzw. opinii publicznej, która jest wyrazem poglądów powszechnie przyjętych i akceptowanych przez społeczeństwo w danym miejscu i czasie. Tu rodzi się pytanie – czy w świetle takiego stwierdzenia Sądu Najwyższego, miernik ten jest wyższy np. wobec stosunku społeczeństwa internetowego do osoby PeKay'a?**Jest to wspomniany pozytywny, a raczej humorystyczny akcent, autorka tego tekstu zdaje sobie sprawę, iż nie na takiego rodzaju miernik powoływał się Sąd Najwyższy.[/fusion_text]

A photo by Vladimir Kudinov. unsplash.com/photos/KBX9XHk266s
Branża Kreatywna

Zmiany w przepisach dotyczących e-commerce: część pierwsza

Dla polskiego e-commerce nadchodzi czas dużych zmian. Zgodnie z Dyrektywą Parlamentu Europejskiego i Rady 2011/83/UE z dnia 25 października 2011r. w sprawie konsumentów, nowe przepisy mają być zaimplementowane przez wszystkie państwa członkowskie do 13 czerwca b.r. Celem dyrektywy jest uproszczenie i ujednolicenie unijnych przepisów, a także wsparcie transgranicznej sprzedaży. Jakie to będzie miało znaczenie dla polskich przedsiębiorców? Przede wszystkim będą musieli zmierzyć się z dodatkowymi wymogami prowadzenia działalności, co mówiąc w skrócie oznacza obowiązek przestrzegania dodatkowych przepisów. Jednak nowe przepisy to nie tylko kolejne obowiązki. Dzięki Dyrektywie przedsiębiorcy będą mieli ułatwione pozyskiwanie klientów w innych państwach członkowskich, ponieważ harmonizacja zlikwiduje bariery wynikające z rozdrobnienia przepisów. Ujednolicenie ustaw ma zwiększyć zaufanie do e-handlu prowadzonego nie tylko w ojczystym kraju, ale także we wszystkich pozostałych w UE. Sprzedawcy, aby uniknąć niepotrzebnych strat powinni już teraz zadbać o dostosowanie swoich regulaminów i stron internetowych do nowych przepisów (czasami będzie to oznaczało nawet zmianę platformy).
W dzisiejszym artykule skupię się na podstawowych korzyściach dla konsumentów, ponieważ to oni tak naprawdę najwięcej zyskają na harmonizacji przepisów.

Po pierwsze: prawo odstąpienia od umowy

Projekt nowej Ustawy o prawach konsumenta wydłuża termin na odstąpienie od umowy bez podania przyczyn do 14 dni (obecnie: 10 dni). W przypadku braku poinformowania konsumenta o tym prawie, okres ten zostanie wydłużony do 12 miesięcy (obecnie: do 3 miesięcy). Termin ten należy liczyć od momentu dostarczenia towaru do konsumenta, natomiast w przypadku świadczenia usług- od momentu zawarcia umowy. Dla zachowania terminu, podobnie jak teraz, wystarczające jest wysłanie oświadczenia o odstąpieniu od umowy.
Nowe przepisy rozstrzygają również w jednoznaczny sposób kwestię kosztów zwrotu towaru: jeżeli przedsiębiorca nie poinformował w wyraźny sposób, że to konsument ponosi koszty takiego zwrotu – koszty ponosi przedsiębiorca. Jednak jeżeli konsument wybrał sposób dostarczenia rzeczy inny niż najtańszy oferowany przez przedsiębiorcę, to przedsiębiorca nie jest zobowiązany do zwrotu konsumentowi poniesionych przez niego niejako „dodatkowych kosztów”.
W państwach członkowskich wprowadzono również ujednolicony wzór oświadczenia o odstąpieniu od umowy. Konsument będzie mógł złożyć oświadczenie o odstąpieniu od umowy także własnymi słowami, o ile będzie ono jednoznacznie skierowane do przedsiębiorcy. Dyrektywa bowiem nie ogranicza prawa do odstąpienia w zakresie formy, czyli np. będzie można odstąpić od umowy telefonicznie (aczkolwiek to na konsumencie będzie leżał obowiązek udowodnienia, że złożył oświadczenie).
Ciekawostka:* jeżeli przedsiębiorca rozpoczął świadczenie usługi przed upływem 14dniowego terminu na odstąpienie, a konsument z tego prawa skorzystał, to zobowiązany on jest do zapłaty przedsiębiorcy ceny proporcjonalnej w stosunku do dotychczas wykonanej pracy

Po drugie: skutki odstąpienia od umowy

Po skutecznym złożeniu przez konsumenta oświadczenia o odstąpieniu od umowy, przedsiębiorca musi niezwłocznie, nie później niż w terminie 14 dni od otrzymania takiego oświadczenia, zwrócić konsumentowi wszystkie dokonane przez niego płatności. Zwrotu dokonuje się przy użyciu tego samego sposobu zapłaty, jakiego użył konsument – choć oczywiście konsument może się zgodzić również na inny sposób zwrotu. Konsument ma również obowiązek zwrócić przedsiębiorcy nabyte przedmioty niezwłocznie, nie później niż w ciągu 14 dni od dnia, w którym odstąpił od umowy. Do zachowania terminu wystarczającym jest odesłanie towaru przed jego upływem.

Po trzecie: wyjątki od prawa odstąpienia od umowy

Prawo odstąpienia od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa lub na odległość nie przysługuje konsumentowi w odniesieniu do:

  1. umowy o świadczenie usług, jeżeli przedsiębiorca wykonał w pełni usługę za zgodą konsumenta, który został poinformowany przed rozpoczęciem świadczenia, że po spełnieniu świadczenia przez przedsiębiorcę utraci prawo odstąpienia od umowy;
  2. umowy, w której cena lub wynagrodzenie zależy od wahań na rynku finansowym, nad którymi przedsiębiorca nie sprawuje kontroli, i które mogą wystąpić przed upływem terminu do odstąpienia od umowy;
  3. umowy, w której przedmiotem świadczenia jest rzecz nieprefabrykowana, wyprodukowana według specyfikacji konsumenta lub służąca zaspokojeniu jego zindywidualizowanych potrzeb;
  4. umowy, w której przedmiotem świadczenia jest rzecz ulegająca szybkiemu zepsuciu lub mająca krótki termin przydatności do użycia;
  5. umowy, w której przedmiotem świadczenia jest rzecz dostarczana w zamkniętym opakowaniu, której po otwarciu opakowania nie można zwrócić ze względu na ochronę zdrowia lub ze względów higienicznych;
  6. umowy, w której przedmiotem świadczenia są rzeczy, które po dostarczeniu, ze względu na swój charakter, zostają nierozłącznie połączone z innymi rzeczami;
  7. umowy, w której przedmiotem świadczenia są napoje alkoholowe, których cena została uzgodniona przy zawarciu umowy sprzedaży, a których dostarczenie może nastąpić dopiero po upływie 30 dni i których wartość zależy od wahań na rynku, nad którymi przedsiębiorca nie ma kontroli;
  8. umowy, w której konsument żądał, aby przedsiębiorca do niego przyjechał w celu dokonania pilnej naprawy lub konserwacji. Jeżeli przedsiębiorca świadczy dodatkowo inne usługi niż te, których wykonania konsument żądał, lub dostarcza rzeczy inne niż części zamienne niezbędne do wykonania naprawy lub konserwacji, prawo odstąpienia od umowy przysługuje konsumentowi w odniesieniu do dodatkowych usług lub rzeczy;
  9. umowy, w której przedmiotem świadczenia są nagrania dźwiękowe lub wizualne albo programy komputerowe dostarczane w zamkniętym opakowaniu, jeżeli opakowanie zostało otwarte po dostarczeniu;
  10. umowy o dostarczanie gazet, periodyków lub czasopism, z wyjątkiem umowy o prenumeratę;
  11. umowy zawartej na aukcji publicznej;
  12. umowy najmu budynku lub lokalu do celów innych niż mieszkalne, przewozu rzeczy, najmu samochodów, gastronomii, usług związanych z wypoczynkiem, jeżeli w umowie oznaczono dzień lub okres świadczenia usługi;
  13. umowy o dostarczanie treści cyfrowych, które nie są zapisane na nośniku materialnym, jeżeli spełnianie świadczenia rozpoczęło się za zgodą konsumenta przed upływem terminu do odstąpienia od umowy i po poinformowaniu go przez przedsiębiorcę o utracie prawa odstąpienia od umowy.

Po czwarte: prawo do informacji

Nowy projekt ustawy gwarantuje również konsumentom otrzymywanie od przedsiębiorcy, jeszcze przed zawarciem umowy, niezbędnych informacji o produkcie (lub usłudze), jak również o samym przedsiębiorcy.
Przedsiębiorca jest zobowiązany poinformować o:

  • głównych cechach oferowanych towarów lub usług
  • sposobie porozumiewania się z konsumentem
  • czasie trwania umowy lub sposobie i przesłankach jej wypowiedzenia
  • usługach przedsprzedażowych i gwarancyjnych – gdy przedsiębiorca je przewiduje
  • danych identyfikujących przedsiębiorcę
  • łącznej cenie towarów lub usług wraz z podatkami
  • zasadach odpowiedzialności za jakość produktu
  • sposobie i terminie spełnienia świadczenia przez przedsiębiorcę

Dodatkowo, przedsiębiorcy, którzy sprzedają swoje produkty w Internecie muszą poinformować konsumentów o:

  • adresie pocztowym oraz adresie e-mail, w tym o adresie, pod który należy składać reklamacje,
  • okolicznościach, w których nie obowiązuje prawo odstąpienia od umowy, lub w których konsument prawo takie traci,
  • kosztach korzystania ze środka porozumiewania się na odległość w celu zawarcia umowy – gdy są wyższe niż zwykle stosowane w tego typu przypadkach,
  • obowiązku przedsiębiorcy dostarczenia rzeczy bez wad
  • sposobie i terminie zapłaty,
  • minimalnym czasie trwania zobowiązań konsumenta wynikających z umowy
  • sposobie i terminie wykonania prawa odstąpienia od umowy oraz o treści wzoru oświadczenia o odstąpieniu, z którego może skorzystać konsument,
  • kosztach zwrotu rzeczy w przypadku odstąpienia od umowy,
  • możliwości skorzystania z pozasądowych sposobów rozpatrywania reklamacji i dochodzenia roszczeń.

Ciekawostka:* W przypadku umowy zawartej telefonicznie, przedsiębiorca ma obowiązek potwierdzić treść oferty. Ma to zapobiegać nadużyciom (konsumenci często nie są świadomi, że zawarli umowę w trakcie rozmowy telefonicznej).

Po piąte: reklamacja po nowemu

Projekt nowej ustawy ujednolici nazewnictwo: będzie tylko rękojmia i gwarancja. Zniknie pojęcie „niezgodności towaru z umową”.
Zwiększy się również swoboda konsumenta, co do wyboru uprawnienia, z jakiego ma prawo skorzystać w przypadku wadliwości nabytej rzeczy. Przywrócono możliwość żądania obniżenia ceny albo odstąpienia od umowy od razu po stwierdzeniu wady – nie ma obowiązku wysunięcia w pierwszej kolejności żądania naprawy lub wymiany przedmiotu.
Wydłuży się także okres domniemania istnienia wady w zakupionym produkcie do 12 miesięcy (obecnie: 6 miesięcy). Po stronie sprzedawcy będzie również leżało udowodnienie, że wada wynika z winy konsumenta.

Po szóste: koszty związane z zawieraniem umów

Nowa ustawa ma zagwarantować konsumentom ochronę przed ukrytymi kosztami transakcji. Konsument, najpóźniej na początku składania zamówienia, będzie musiał mieć przedstawione w jasny i czytelny sposób, jakie są warunki dostawy, sposoby płatności i czy ewentualnie istnieją jakieś ograniczenia w tym zakresie. Po wejściu w życie nowej ustawy konsumenci będą musieli sformułować wyraźną zgodę na zakup dodatkowej usługi bądź produktu np. zaznaczając odpowiednie pole wyboru.
Przedsiębiorca nie będzie mógł również obciążyć konsumenta dopłatą za wybraną formę płatności, czyli różnicować koszty transakcyjne w zależności od użytej karty płatniczej. Oznacza to, że konsument będzie mógł być obciążony wyłącznie faktycznie poniesionymi kosztami związanymi ze skorzystaniem z określonego rodzaju płatności.
Z kolei przedsiębiorca zawierający umowę telefonicznie, nie będzie mógł pobierać od konsumenta wyższych opłat niż za zwykłe połączenie telefoniczne.

Po siódme: nowa definicja konsumenta

Zgodnie z brzmieniem art.22[1] projektu nowej Ustawy, za konsumentów uważa się również osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą, pod warunkiem, że zawierają one umowę w celach, które są częściowo związane z ich działalnością handlową, ale dominujący dla całej umowy jest mimo wszystko jej konsumencki charakter prawny.

designer
Własność Intelektualna i Prace B+R

Przyszłość prawa autorskiego w Unii Europejskiej

Jeżeli jeszcze nie wzięliście udziału w konsultacjach społecznych dotyczących reformy prawa autorskiego w Unii Europejskiej, najwyższa pora to zrobić – do ich zakończenia zostały 2 dni (konsultacje trwają do 5 marca).
Komisja Europejska przygotowała materiały konsultacyjne pod tytułem "Public consultation on the review of the EU copyright rules" ( http://ec.europa.eu/internal_market/consultations/2013/copyright-rules/index_en.htm), jednak w Internecie można znaleźć też bardziej przyjazne strony konsultacyjne – tutaj: http://youcan.fixcopyright.eu/ i tutaj: http://konsultacje.prawokultury.pl/pl/. Narzędzia te przygotowała koalicja Copyright for Creativity oraz Fundacja Nowoczesna Polska (za co powinni dostać medal).
Nieraz na naszej stronie pisaliśmy o absurdach prawa autorskiego. Pokpiwająca forma tych wpisów nie powinna przysłaniać Wam faktu, iż takie sytuacje to nieraz ogromy stres związany z groźbą procesu sądowego albo nie mniej groźne ograniczanie rozwoju, także kulturalnego, społeczeństwa. Spór związany z wadliwym funkcjonowaniem systemu ochrony praw autorskich doprowadza do demoralizującej atmosfery pomiędzy „pazernymi” twórcami i odbiorcami, którzy wszystko chcieliby mieć za darmo. To tylko wzmianka o efektach niezbyt ciekawie funkcjonujących przepisach prawa autorskiego i praw pokrewnych. Problem jest głębszy.
Jakim sposobem to zmienić – parę narzędzi wskazaliśmy na wstępie. Zaś poniżej przedstawiamy Wam parę sugestii, z którymi możecie się zgodzić lub stanąć w zupełnej opozycji – ważne jest, abyście zastanowili się nad przyszłością prawa autorskiego w Unii Europejskiej, a następnie przystąpili do konsultacji.
Skrócenie czasu obowiązywania autorskich praw majątkowych – to oczywisty postulat i niemal każdy się z nim zgadza (być może oprócz wytwórni płytowych czy wydawnictw, które chętnie monopolizują każdy zakres korzystania z danego utworu). Spełnienie tego postulatu skutecznie wpłynie zarówno na rozwój sztuki i kultury, jak i rynku komercyjnego. Artyści i inni twórcy, będą mogli czerpać z nowych źródeł, społeczeństwo korzystać z dóbr niematerialnych bez groźby kary pozbawienia wolności, a producenci i wydawnictwa wznawiać utwory, które zostają zapomniane będąc pod ochroną. Niezbędne będzie również określenie wyraźnych dla przeciętnego konsumenta zasad przechodzenia utworów do domeny publicznej.
Podobnie, nie jest pozytywnym zjawiskiem w obecnym funkcjonowaniu prawa autorskiego to, iż część szczególnych regulacji ustanowionych w dyrektywie unijnej jest opcjonalna dla państw członkowskich. W szczególności w świetle tego, iż większość problematyki związanej z używaniem praw autorskich dotyczy sfery Internetu, a jak wiemy, sieć ta nie ogranicza się do jednego państwa członkowskiego. Posiadacz czy użytkownik praw autorskich nie jest pewny, co wolno mu lub czego nie wolno mu w Polsce, a mówimy tu o świadomości prawnej na skalę Unii Europejskiej (czyli 28 reżimów prawnych). Tym samym, większa harmonizacja przepisów w UE, dotycząca regulacji praw autorskich, wydaje się być wysoce wskazana.
Kolejna kwestia – co zrobić z okrytym złą sławą ZAiKS'em i jemu podobnym? Co poradzić na powielanie przez te organizacje swoich kompetencji i na zagubienie użytkownika, związane z tym, do której organizacji się zwrócić, jeżeli zarządzają tym samym prawem? Propozycją rozwiązania byłaby ich likwidacja i utworzenie jednej, ogólnopolskiej organizacji (jeżeli nie ogólnoeuropejskiej). Już teraz, po przyjęciu na początku lutego tego roku, Dyrektywy w sprawie zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i prawami pokrewnymi oraz udzielania licencji wieloterytorialnych dotyczących praw do utworów muzycznych do korzystania online na rynku wewnętrznym, widać pewną tendencję do ujednolicania kwestii związanych z zarządzaniem prawami autorskimi. Organizacja zbiorowego zarządzania ma skupić się na zagwarantowaniu otrzymywania przez twórców odpowiednich wynagrodzeń. Chociażby ograniczenie kosztów funkcjonowania 15 organizacji działających w Polsce - może przełożyłoby się na efektywność rozdysponowywania pozyskanych sum do twórców? Z kolei utworzona organizacja zarządzająca prawami autorskimi na szczeblu ogólnoeuropejskim, być może zajęłaby się wynagradzaniem twórców utworów dystrybuowanych online, zamiast ścigania fryzjerów, w których lokalu na zapleczu cicho przygrywa muzyka?Z kolei uefektywnienie działalności organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi wpłynęłoby pozytywnie na rozwój innego postulatu - depenalizacji niekomercyjnego dzielenia się dobrami kultury.
Istnieje też pewna tendencja dotycząca stosowania prawa autorskiego. Osią sporu wydaje się być majątkowy aspekt utworów, komercyjny obrót nimi, wysokość należnego wynagrodzenia etc. Jest to oczywiste, trudno jest wyżyć i żyć godnie „za bułkę”. Dlaczego jednak funkcjonuje tak wielkie niedbalstwo, jeżeli chodzi o ochronę osobistych praw autorskich, które przecież nie tylko chronią reputację autora (która również ma komercyjne przełożenie), ale również są formą szacunku dla dzieła? Oznaczenie autorstwa, nieingerowanie w formę utworu (np. kolorystykę), rzetelne jego wykorzystanie – dlaczego dla użytkowników dzieła te zasady nie są znane i oczywiste? Ale może jest to pytanie o poczucie bezprawności i ignorancję ludzką, ponieważ nawet najlepsze przepisy nie ukształtują etycznych i estetycznych wartości w człowieku.
Zwróćmy jednak uwagę, iż większość problemów i wadliwości wydaje się być kwestią praktyki. Dajmy przykład, traktować czy nie traktować dany materiał jako utwór – oto jest pytanie. Praktyka znalazła na nią chyba najgorsza możliwą odpowiedź – bezpieczniej jest traktować niemal wszystko jako utwór. Przez to autorskoprawna ochrona udzielana jest takim wytworom, które nie posiadają cechy indywidualnej twórczości (w klasycznym rozumieniu tej przesłanki), a przesłanka ta jest coraz częściej utożsamiana z kryterium nowości albo innowacyjności.
Inna sprawa, przyjmijmy na potrzeby artykułu, plagiat grafiki. Twórca zwraca się do naruszyciela jego praw autorskich o zaprzestanie naruszeń, a naruszyciel na to: „Udowodnij, że to Twoje.” Czy to, że twórca wyciągnie z szuflady w swoim biurku taką samą grafikę, udowodni, iż grafika została skopiowana? Niekoniecznie.
Jednak wyobraźmy sobie teraz taką sytuację. Prawo autorskie zostało zreformowane, pewne kwestie zostały rozwiązane lepiej, inne trochę gorzej. Jednak nie zmieni to faktu, iż kultura poszanowania cudzych praw w Internecie jest znikoma. Nie raz zwracają się do nas twórcy nie radzący sobie z internautami, którzy bezpardonowo ignorują ich żądania zaprzestania naruszeń należących do nich praw autorskich. Ignorują albo odpowiadają oskarżeniami o nachodzenie, zniesławienie, naruszenie prywatności (sic!), próbę wyłudzenia pieniędzy. Oczywiście, musimy zmienić wadliwe regulacje prawa autorskiego, jednak razem z poziomem ludzkiej świadomości.
Niemniej, przesłaniem niniejszego artykułu nadal pozostaje ta kwestia – jeżeli nie wzięliście jeszcze udziału w unijnych konsultacja, „teraz” to najlepszy moment, aby to zrobić.

prawo autorskie
Własność Intelektualna i Prace B+R

Żulerka - kontrowersyjna kampania łódzkiej marki

Zazwyczaj, określenie „jesteś żulem” stanowi obrazę dla jego adresata. Czy powiedzieliście o kimś w ten sposób z podziwem albo zazdrością: „Super, jesteś wspaniałym żulem, tak trzymaj”? Na YouTubie jest mnóstwo filmików z „żulami”, pod którymi sypią się dowcipne komentarze Internautów- czytając niektóre z nich, bohater filmu na pewno nie czułby się dumny ze swojego występu. Wystarczy otworzyć pierwszy lepszy słownik synonimów, aby stwierdzić, że ani jedno słowo bliskoznaczne z określeniem „żul” nie jest pozytywne. Występują takie skojarzenia jak: menel, moczymorda, margines społeczny, męt.
Jeżeli zacząłeś się domyślać, iż piję do Żulerki i ich kontrowersyjnego lookbooka, to masz rację. Dla nieuświadomionych streszczę temat. Otóż pewna para „wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu na klasyczne produkty w prostej formie” stworzyła linię czapek z napisami „Żulerka” oraz „Be real”. Modelami w kampanii zostali łódzcy kloszardzi. Nie wypowiem się o tej akcji w aspekcie moralnym czy etycznym, bo ten wymiar sprawy bardzo dobrze podsumował Pan Michał Zaczyński (http://michalzaczynski.com/2014/02/03/zulerka/). Mnie zastanowiły dwa prawne aspekty owej kampanii, mianowicie: czy zostały naruszone dobra osobiste sfotografowanych osób oraz czy wydana przez nich zgoda na sfotografowanie jest ważna.
O ochronie dóbr osobistych pokrótce wspominałam już w artykule „Krótko o hejcie, czyli odpowiedzialność prawna blogera za „krytykę”. Cześć (czy godność), wizerunek, prywatność i wiele innych dóbr (spotkałam się nawet z wyrokiem, iż miłość matki do dziecka stanowi jej dobro osobiste) są pod ochroną prawa, nie można ich naruszać, a nawet zagrażać im poprzez swoje zachowanie. Czy w powyżej przedstawionej sprawie doszło do naruszenia dóbr osobistych kloszardów? Bo tak naprawdę, czym się różni napisanie o kimś albo powiedzenie mu prosto w twarz, że jest żulem, od nałożenia mu takiego epitetu na głowę? Okolicznością „łagodzącą” odpowiedzialność cywilną za naruszenie dóbr osobistych może być co najwyżej działanie pod wpływem silnych emocji czy zwyczaje danego środowiska. Niektórzy zaś ze względu na swój zawód muszą również pogodzić się z szerszym zakresem dozwolonej krytyki. Jednak status społeczny „obrażanego” nie jest taką okolicznością. Nie jest również przesłanką wyłączającą odpowiedzialność naruszyciela dóbr osobistych to, iż przedstawia on prawdę, jeżeli wyraża ją w sposób obelżywy.Jednakże, zgodnie z Kodeksem cywilnym ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. Może należy więc rozważyć, czy działanie Żulerki nie było bezprawne? Otóż posiłkując się jednym ze starszych wyroków Sądu Najwyższego, można stwierdzić, iż o bezprawności możemy mówić, gdy nie zachodzi żadna ze szczególnych okoliczności usprawiedliwiających. Do okoliczności wyłączających bezprawność naruszenia dóbr osobistych na ogół zalicza się m.in. zgodę „pokrzywdzonego”. Z relacji wynika, iż fotografowani kloszardzi taką zgodę wyrazili.
Jednakże sprawa wcale nie wyjaśnia się w tym miejscu. Nie uwłaczając statusowi społecznemu modeli wiemy, iż takie nieszczęście często doprowadza ich do alkoholizmu. Wobec tego, niewykluczone jest, iż przed i podczas sesji, fotografowani byli pod wpływem alkoholu, co oznaczałoby, iż ich zgoda jest nieważna. Wynika to z art. 82 Kodeksu cywilnego, który stwierdza, iż nieważne jest oświadczenie woli, jakim jest również wyrażenie zgody, złożone przez osobę, która z jakichkolwiek powodów znajdowała się w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji i wyrażenie woli. Takim stanem może być właśnie upojenie alkoholowe.
Powyższe uwagi dotyczą również zgody na rozpowszechnianie wizerunku osoby na nim przedstawionej. Przy czym należy jednak zwróć uwagę, iż ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych pozwala na domniemaną zgodę, jeżeli dana osoba otrzymała umówioną zapłatę za pozowanie. Czy między twórcami Żulerki a kloszardami została zawiązana umowa o pozowanie? Czy czapkę Żulerki można uznać za zapłatę za pozowanie? Zapewne przesłanki te zostały spełnione, ale mam pewne wątpliwości, co do ich pełnej zgodności z zasadami współżycia społecznego i dobrymi obyczajami (przy czym nie wchodzę tu w umoralniający ton, bo również takie aspekty czynności prawnych reguluje Kodeks cywilny).
Twórcy Żulerki twierdzą, iż za ich kampanią stoi próba przełamania obojętności społeczeństwa wobec bezdomnych i ludzi z problemami alkoholowymi. Jednakże zaprzeczają sami sobie stwierdzając, iż są naprawdę wdzięczni swoim modelom, ponieważ bez nich nie byłoby zainteresowania ich marką. A więc chodzi o walkę ze zobojętnieniem czy o sławę? I co Żulerka miała na myśli, twierdząc, iż wysłała bezdomnym kartki z okazji grudniowych świąt? Zdaję sobie sprawę, iż według niektórych prawo i moralność stoją na przeciwległych biegunach, jednakże to właśnie prawo może wymusić pewne zachowania, gdy wewnętrzne zasady moralne zawodzą. Nie twierdzę, iż na podstawie powyższych deliberacji można zablokować kampanię Żulerki, gdyż są to czysto hipotetyczne rozważania – w sprawie pojawiły się ciekawe wątki, więc pozwoliłam je sobie rozwinąć. Sprawa ta pokazuje również beztroskę niejednego projektanta wobec niektórych aspektów swojej twórczości, w tym prawnych.

prawo autorskie
News

Wykład na Warsaw Fashion Film Festival

Warsaw Fashion Film Festival to jedyny w Polsce festiwal dedykowany wyłącznie filmom poświęconym modzie. W programie można obejrzeć zarówno pełnometrażowe produkcje dokumentalne, jak i krótkie etiudy. Jego pomysłodawcą i organizatorem jest Pomada Fashion Office. O uznaniu jakim cieszy się WFFF świadczy m.in. to, iż projekt ten otrzymał w tym roku Doskonałość Mody Twojego Stylu w kategorii Wydarzenie Modowe 2013 roku. Jednym z gości honorowych tegorocznej edycji festiwalu była Diane Pernet - reżyserka, projektantka, blogerka oraz twórczyni festiwalu A Shaded View on Fashion Film, również poświęconego filmom o tematyce modowej.
Celem Festiwalu jest stworzenie nowej kategorii, która będzie połączeniem świata mody i filmu. Dlatego oprócz pokazów najlepszych światowych dokumentów o modzie i promocji młodych, polskich twórców, ważnym elementem Festiwalu są warsztaty filmowców i kreatorów mody oraz wykłady. Miałyśmy przyjemność niejako współtworzyć festiwal, bo otóż 9 marca w koncepcie Mysia 3 przeprowadziłyśmy wykład pt. „law in fashion film, czyli prawo autorskie w modzie i filmie”. Skąd pomysł na taki wykład? To proste- w końcu zarówno projektanci, jak i twórcy filmów modowych mniej lub bardziej, w trakcie codziennej pracy, mają styczność z prawem. Dlatego warto byłoby się spotkać i porozmawiać o prawnych aspektach ich pracy. Jest to zgodne z ideą festiwalu, który ma łączyć wszelkie tematy dotyczących filmów modowych, integrować środowisko kreatywne, ale też i edukować. Nasze zdanie podzielili również organizatorzy Festiwalu, którzy uznali, że taki panel jak najbardziej jest potrzebny.
Frekwencja przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Tym bardziej, że pogoda tego dnia była genialna! W przeciągu godziny przekazałyśmy uczestnikom podstawową wiedzę z zakresu prawa autorskiego, m.in.: czym jest utwór w rozumieniu ustawy o prawie autorskim (bo musicie pamiętać, że definicja ustawodawcy wcale nie pokrywa się z tą intuicyjną), omówiliśmy dozwolone sposoby korzystania z cudzej twórczości, jakie szczególne uregulowania dot. utworów audiowizualnych zawiera ustawa, a także czym się różnią majątkowe prawa autorskie od osobistych praw autorskich i umowa licencyjna od umowy przenoszącej majątkowe prawa autorskie. Jednak, nie chciałyśmy, aby nasz panel był typowym prawniczym i przeładowanym informacjami wykładem- dlatego postawiłyśmy głównie na case studies. Stąd w trakcie naszej prelekcji można było usłyszeć o historii Nicki Minaj, Mike Tysona czy Dana Browna. Nie zabrakło też przykładów z rodzimego podwórka, takich jak case Szlezwig & Holsztajn czy historia Pana Machulskiego i jego superprodukcji „Seksmisja”. Panel zakończył się krótkim testem dla wszystkich uczestników, który miał podsumować przekazaną wiedzą. Okazało się, że bardzo uważnie słuchaliście, bo na wszystkie pytania zostały udzielone prawidłowe odpowiedzi :)Dziękujemy za Waszą obecność - liczymy, że spotkanie podobało Wam się tak bardzo jak nam. I że zobaczymy się na kolejnym Warsaw Fashion Film Festivalu :)fot. Michał Majewski i Michał Kulka

developer
No items found.

Twoje zdjęcia na Allegro?

Całkiem niedawno próbowaliśmy Was przekonać, iż Internet wcale nie jest Dzikim Zachodem, gdzie panuje bezprawie i stoi sobie bank zdjęć incognito. Napisaliśmy zwięźle o mitach dotyczących praw autorskich, wspomnieliśmy jak korzystać z cudzych zdjęć i nie pójść za to do więzienia. Możliwe, że to ostatnie brzmi absurdalnie, ale taka jest rzeczywistość. Za tzw. kradzież zdjęć, można zostać zgłoszonym do Prokuratury, a następnie pozbawionym wolności. Jeżeli więc ktoś ma problem z prawidłowym oznaczeniem autorstwa użytego przez siebie zdjęcia albo rozpowszechnia je w Internecie bez wymaganego uprawnienia, może liczyć się z tym, iż na wniosek fotografa, organy ścigania mogą pociągnąć taką osobę do odpowiedzialności karnej w postaci grzywny, kary ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności (nawet do lat 3).
Cóż jednak, kiedy niniejsza perspektywa nie odstrasza upartego allegrowicza promującego sprzedawany przez siebie sweter zdjęciem z Twojego bloga ?Po pierwsze, upewnij się, że majątkowe prawa autorskie do fotografii należą do Ciebie. O ile autor (fotograf) nie wiąże ich przyszłości z Magnum Photos, powinien bez problemu przenieść na Ciebie majątkowe prawa autorskie. Taka umowa, jeżeli strony są zgodne, co do jej treści, również nie jest czymś nadto skomplikowanym – swoją rolę spełni nawet prosta, trzystronicowa umowa o przeniesieniu autorskich praw majątkowych. Pamiętaj, iż w razie braku pisemnej umowy z fotografem, zdjęcia nie są Twoje (oczywiście z wyjątkiem prawa do wizerunku).
Tak uzbrojony w swoje nowe prawa i trochę mniej nowe prawa wynikające z ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych, zwracasz się do allegrowicza z żądaniami. Zgodnie z ustawą możesz żądać: zaniechania używania fotografii, usunięcia skutków naruszenia, naprawienia wyrządzonej szkody poprzez zapłatę sumy pieniężnej w wysokości odpowiadającej trzykrotności (ponieważ zawinienie allegrowicza jest ewidentne) stosownego wynagrodzenia, które w chwili jego dochodzenia byłoby należne tytułem udzielenia przez Ciebie zgody na korzystanie z fotografii oraz wydania uzyskanych korzyści. Poza tym możesz żądać ogłoszenia w prasie oświadczenia o odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie oraz zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na rzecz Funduszu Promocji Twórczości. To niejako skrótowe wyliczenie ustawowych uprawnień poszkodowanego wobec naruszyciela- pamiętaj jednak, iż mają one swoje przesłanki do spełnienia, aby były skuteczne.
Cóż jednak, gdy allegrowicz jest wyznawcą jednego ze wspomnianych mitów: znalazłem to zdjęcie w Google, bez podpisu i źródła, należy teraz do publicznej przestrzeni Internetu i mogłem z niego dowolnie skorzystać. Zapewne zwracasz się do Allegro, ponieważ portal ten z racji troski o ochronę praw m.in. autorskich, udostępnia narzędzie formularza, które szybko i łatwo umożliwi Ci zgłoszenie takiego naruszenia.
Należy jednak stwierdzić, iż Allegro nie robi tego tak zupełnie bezinteresownie. Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego stróże prawa za jednym zamachem nie pozamykają tych wszystkich stron internetowych, które ewidentnie zawierają materiały chronione prawami autorskim, a które więcej niż prawdopodobne nie należą do uploadujących? Otóż, hostingodawcy tacy jak Allegro (albo np. Chomikuj) bronią się swoją „niewiedzą” o nielegalnych materiałach na ich serwerach. Zgodnie z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną, hosting provider nie jest obowiązany do sprawdzania przekazywanych, przechowywanych lub udostępnianych przez siebie danych również pod względem legalności. Zaś zgodnie z art. 14 tej ustawy, dopóki nie posiądzie on pozytywnej „wiedzy” o bezprawnym charakterze tych danych, nie będzie ponosić odpowiedzialności za ich przechowywanie względem osoby, której prawa zostały ewentualnie naruszone.
Aby utrzymać swój brak odpowiedzialności, hosting provider, musi niezwłocznie uniemożliwić dostęp do nielegalnych treści w wypadku otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności.
Uznajmy, iż nie znajdujesz się w posiadaniu urzędowego zawiadomienia, że to Twoja fotografia z Twojego bloga. Żaden urząd nie spieszy też z takim zawiadomieniem. Co oznacza owa „wiarygodna wiadomość”? Wydaje się, iż w nieprecyzyjności znaczeniowej tego określenia Allegro znalazło sobie lukę. W dużej liczbie przypadków, po zgłoszeniu przedmiotowej spółce przypadku naruszenia praw autorskich okazuje się, że podstawa żądania jest niewiarygodna bo np. Allegro nie jest pewne, iż blog należy do Ciebie albo nie udowodniłeś, że to Twoje zdjęcie. Oczywiście stwierdzenie, iż dana wiadomość jest wiarygodna, powinno być maksymalnie zobiektywizowane, inaczej prawdopodobnie Allegro nie nadążałoby z blokowaniem aukcji. Niestety, brak skonkretyzowanej definicji „wiarygodna wiadomość” pozwala hostingodawcom na dużą swobodę uznania takiego zawiadomienia. Pewne reguły dookreśliła doktryna i praktyka np. wiadomość powinna określać pełne dane zawiadamiającego, zawierać uzasadnienie zaistnienia naruszenia prawa oraz informacje pozwalające na zidentyfikowanie zgłaszanych danych.
Warto postarać się o przekonanie Allegro, iż zdjęcia są Twoje i zostały „skradzione”, ponieważ jak zostało wspomniane, znajomość bezprawności takich materiałów po stronie hosting providera prowadzi do ponoszenia jego pełnej odpowiedzialności. Wówczas to do Allegro możesz kierować roszczenie odszkodowawcze.
Można zwrócić też uwagę na „hakerskie” sztuczki wykorzystujące skrypt serwerowy, który może poważnie utrudnić proceder nieuczciwego allegrowicza. Nie wnikam w szczegóły takiego triku, ponieważ jestem tylko atechniczym prawnikiem, ale zastąpienie Twojego zdjęcia na stronie danej aukcji śmiesznym memem albo fotografią buraka może też wywołać uśmiech na niejednej twarzy.

raportowanie
Własność Intelektualna i Prace B+R

"nazwisko produktu"... czyli kilka słów o rejestracji znaków towarowych

Z racji zbliżających się Świąt, a co za tym idzie powszechnym problemem „niedoczasu”, dzisiejszy artykuł będzie dość krótki, ale mam nadzieję, że uda mi się stworzyć skondensowaną pigułkę z informacjami dotyczącymi rejestracji znaków towarowych.
Zacznijmy od wyjaśnienia, czym jest znak towarowy. Otóż, znak towarowy to między innymi marka,logo, symbol, znak firmowy, hasło, slogan, rysunek, dźwięk. Inaczej mówiąc, to takie „nazwisko produktu”, jego symbol rozpoznawczy. Nie od dziś wiadomo, że znak towarowy jest dla przedsiębiorcy niezwykle ważnym atrybutem w walce rynkowej o klienta, ponieważ odróżnia go od pozostałych przedsiębiorców. W związku z tym jego rejestracja jest bardzo ważną inwestycją. Gdy mamy wyłączność na używanie danego znaku towarowego, możemy zakazać konkurentom kopiowania, naśladowania i pasożytowania na renomie, na której zbudowanie poświęciliśmy sporo czasu i pieniędzy. Opinii tego typu słyszeliście już zapewne wiele, dlatego przejdźmy do konkretów. Co daje rejestracja znaku towarowego?

P®ESTIŻ

Znak towarowy zwiększa wartość rynkową i renomę firmy. Marka staje się atrakcyjniejsza w oczach odbiorców, ponieważ zyskuje nie tylko na popularności, ale także i wiarygodności. Poza tym, posiadanie zarejestrowanego znaku towarowego zabezpiecza przez tzw. „podrejestrowaniem” znaku przez nieuczciwą konkurencję. Jak pokazuje praktyka, takie przypadki zdarzają się dość często, a unieważnienie zgłoszenia znaku dokonanego w złej wierze jest mimo wszystko czasochłonne i kosztowne.

MONOPOL

Zarejestrowany znak towarowy daje absolutną wyłączność na jego używanie. Właściciel może zakazać innym używania znaku nie tylko identycznego, ale również podobnego do zarejestrowanego, a w przypadku nieautoryzowanego użycia znaku przez konkurencję domagać się odszkodowania. Co więcej, właściciel ma prawo zakazać używania nazwy podobnej, jeśli ta powoduje ryzyko wprowadzenia klientów w błąd.

BEZPIECZEŃSTWO

Zgłoszenie znaku na wczesnym etapie powstawania firmy zabezpiecza nie tylko przed późniejszym nieuprawnionym użyciem przez konkurencję, ale również gwarantuje pierwszeństwo jego używania. Planując długoterminową strategię produktu/usługi nie sposób pominąć tego aspektu.

KORZYŚCI MAJĄTKOWE

Istotną korzyścią z posiadania zarejestrowanego znaku towarowego jest możliwość udzielania odpłatnej licencji na jego używanie innym podmiotom. Na marginesie, prawa własności przemysłowej zaliczają się do majątku osobistego małżonka pozostającego we wspólności majątkowej, a co za tym idzie, wierzyciele małżonka nie będą mieli prawa dochodzić swoich roszczeń z praw ze znaku towarowego drugiego małżonka.

KORZYŚCI PODATKOWE

Jest to jeden z najczęściej pomijanych pozytywnych aspektów rejestracji znaku towarowego. Właściciele/założyciele spółek kapitałowych rejestrując znak i udzielając spółce odpłatnej licencji na jego używanie, unikają podwójnego opodatkowania swojego wynagrodzenia.
Znak towarowy możemy zarejestrować w Urzędzie Patentowym Rzeczypospolitej Polskiej albo w Urzędzie Harmonizacji Rynku Wewnętrznego w Alicante (OHIM). Czym różnią się te dwa rodzaje rejestracji?Przede wszystkim zakresem terytorialnym ochrony. Rejestrując znak w OHIM uzyskujemy ochronę na terenie całej UE, natomiast w UP RP ochrona przed naruszeniami ograniczona jest tylko do terytorium Polski.
Kolejna różnica to czas trwania procedury rejestracji. W przypadku rejestracji w OHIM procedura taka trwa średnio ok. 7 miesięcy, natomiast rejestracja tego samego znaku w UP RP można trwać nawet ponad rok czasu.
Ile taka „przyjemność” kosztuje? Będąc szczera: całkiem sporo. Obowiązkowe opłaty wynoszą odpowiednio:OHIM - w zależności od tego, jaką formę wniosku wybierzemy:

  • 900 Euro za wniosek wypełniony online (możliwość płatności kartą kredytową),
  • 1050 Euro za wniosek w formie papierowej.

UPRP - opłata urzędowa od podania o udzielenie prawa ochronnego na znak towarowy:

  • do trzech klas towarowych lub usługowych – 550 zł (w wersji elektronicznej 500 zł),
  • od każdej klasy powyżej trzech – 120 zł,
  • za publikację o udzielonym prawie ochronnym – 90 zł.

Opłata okresowa (za 10-letni okres ochrony):

  • do trzech klas towarowych, za każdą klasę – 400 zł,
  • za każdą następną klasę – 450 zł.

Na zakończenie wspomnę jeszcze o jednym aspekcie rejestracji. Ryzyko. Dokładniej, chodzi o finał procesu rejestracji, ponieważ nigdy nie ma 100% pewności, że proces rejestracji znaku towarowego zakończy się sukcesem. Jednak zgodnie z zasadą „no risk no fun” chyba warto. Bowiem dobrze chroniony znak towarowy stanowi dużą wartość niematerialną Twojej firmy, a rejestracja jest inwestycją, która w dość szybkim czasie może się zwrócić.

zegar
Własność Intelektualna i Prace B+R

Inspiracja

Jak „ściągnąć” od innego blogera i nie być oskarżonym o plagiat

Parę dni temu usłyszałam, że prowadzę „bloga prawniczego”. Nie wiem, czy mogę się z tym zgodzić (i czy byłoby to zadowalające dla mnie określenie), lecz rzeczywiście zdarza mi się zmagać z trudnościami, które zapewne spotykają niejednego blogera. Dzisiaj był to brak pomysłu, inspiracji na kolejny artykuł. I tak powstał temat niniejszego wpisu – granice dozwolonej inspiracji, oczywiście w świetle prawa autorskiego. Jest to kwestia istotna również dla tych, którzy na brak weny nie cierpią, lecz zdarza im się czerpać ją wprost z cudzej twórczości.
Upraszczając (ponieważ nie wymienię m.in. utworu współautorskiego i utworu z zapożyczeniami tj. korzystającego z tzw. prawa cytatu), w prawie autorskim można spotkać się z podziałem utworów na:1. w pełni samoistne,2. samoistne inspirowane3. oraz niesamoistne, czyli zależne.
Potoczne rozumienie pojęcia „inspiracja” jest bardzo szerokie, według niektórych - niezdefiniowane, zaś polskie prawo autorskie na pewno nie eksplikuje tej kwestii. Wielu się ze mną zapewne zgodzi, iż taki zabieg jest uzasadniony, niewskazane (i przypuszczalnie skazane na porażkę) byłoby bowiem ustawowe określenie związku prawnego pomiędzy np. muzyką zainspirowaną obrazem. Dlatego regulacja utworów inspirowanych cudzym dziełem w ustawie z dnia 4 lutego 1994 r. - prawo autorskie i prawach pokrewnych (dalej: pr.aut.) jest nader lakoniczna, mianowicie art. 2 ust. 4 pr.aut. stwierdza tylko, iż za opracowanie nie uważa się utworu, który powstał w wyniku inspiracji cudzym utworem. A więc ustawodawca niejako pozostawił praktykom i teoretykom prawa zadanie określenia granic dozwolonej inspiracji, w ramach których nowo powstałe dzieło jest utworem samoistnym.
Czytając przytoczony przepis, zastanawiasz się prawdopodobnie, czym jest owo opracowanie. Przepis powołuje się tu na inny ustęp tego artykułu, w myśl którego opracowanie cudzego utworu, to w szczególności tłumaczenie, przeróbka, adaptacja, które stanowi przedmiot prawa autorskiego bez uszczerbku dla prawa do utworu pierwotnego – jest tzw. utworem zależnym, niesamoistnym (art. 2 ust. 1 pr.aut.). Na ogół opracowania definiuje się jako dzieła recypujące z innego utworu treść (a zazwyczaj częściowo i formę) i służące do rozszerzenia form komunikowania treści dzieła pierwotnego poza jego formą macierzystą (sygn. I ACa 543/13). Od razu zaznaczę - tak jak w przypadku dzieł inspirowanych, przesłanka twórczości odgrywa tu zasadniczą rolę, zarówno utwór zależny, jak i inspirowany musi nosić piętno osobistej twórczości opracowującego. Rutynowe, wymagające tylko umiejętności technicznych prace nie stanowią opracowania. Toteż utworem zależnym nie będzie np. tłumaczenie instrukcji obsługi cepa.
Zaznaczenia jednak wymaga, iż prawo autorskie zależne powstać może wówczas, gdy istnieje uprzednio - i równolegle - autorskie prawo "pierwotne" do utworu, którego twórczego opracowania dokonała osoba powołująca się na przysługujące jej prawo zależne. Brak prawa pierwotnego, czy to z uwagi na niewykazywanie przez opracowane elementy istotnych cech utworu, czy to z uwagi na wyłączenie ochrony prawa autorskiego z mocy art. 4 pr.aut., sprawia, że to właśnie nowo powstały utwór jest utworem pierwotnym samoistnym. Przy czym niemniej istotna uwaga - rozporządzanie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu pierwotnego (tzw. prawo zależne). A więc jeżeli pragniesz przerobić cudzy artykuł o motywie hamletycznym w Kordianie na dialog pomiędzy dwojgiem tych bohaterów, autor artykułu z którego chcesz skorzystać ma pełne prawo odmówić zgody na wykorzystanie jego twórczości w Twoim dziele, jak i może zażądać stosownego wynagrodzenia czy wskazania akceptowalnej formy końcowego efektu opracowania.
Kluczową zatem kwestią w perspektywie naruszenia praw autorskich twórcy utworu, na którym „bazujemy” jest ustalenie, czy nowo powstałe dzieło jest utworem inspirowanym czy też z utworem zależnym.
Utwór inspirowany stanowi utwór samoistny i w żaden sposób nie narusza praw autorskich twórcy dzieła inspirującego. Wynika to z podstawowego faktu, iż utwór taki nie przejmuje twórczych elementów z dzieła (dzieł) innego autora. Innymi słowy: uważa się, iż dopuszczalne jest przejęcie z cudzego dzieła elementów nietwórczych i nieoryginalnych wynikających np. wyłącznie z kunsztu czy zasad rzemiosła. Inspiracja jest zatem w pełni dopuszczalna i niezależna od zgody twórcy dzieła inspirującego (sygn. I ACa 1083/11). Problematyczność pojawia się, gdy autor nowego dzieła posługuje się twórczymi elementami cudzego utworu, gdyż granica pomiędzy inspirowaniem się, a dokonywaniem przeróbki (opracowania) jest w takim przypadku niepewna. Dlatego warto zasugerować się tu niezwykle inspirującym orzecznictwem (które zresztą posiłkuje się dorobkiem doktryny), w którym wskazuje się, iż o samoistnych charakterze dzieła inspirowanego decydują jego własne indywidualne elementy (ale nie te przejęte), zaś obca twórczość jest zauważalna, ale ma ona znaczenie drugoplanowe. Nawiązując do poprzedniego porządku ustawowego należy stwierdzić, iż jeżeli twórczość autora została pobudzona przez cudze dzieło, ale nie przejmuje on do swego utworu ani treści, ani formy dzieła cudzego, to mamy do czynienie z twórczością samoistną (przed nowelizacją pr.aut. stanowiło, iż za opracowanie nie uważa się utworów, które mają cechy samodzielnej twórczości, chociaż podnietę do nich dał utwór cudzy). Kontynuując hamletyzowanie (i aby jeszcze bardziej zawikłać temat), „wykorzystanie cudzego pomysłu, a nawet imion z innego utworu, przy oryginalnej treści nowego dzieła nie stanowi jeszcze opracowania cudzego utworu, ale własny oryginalny utwór” (sygn. I ACr 620/95).
Konkluzja jest nader oczywista – precyzyjne, uniwersalne granice dozwolonej inspiracji nie istnieją. O ile oczywiście możemy mówić w ogóle o dopuszczalności inspiracji, chociażby w kontekście utworu o niedużym poziomie twórczości (np. antologie) albo takim jak przeniesienie Czarnego kwadratu na białym tle Kazimierza Malewicza na deski teatru. Prawdopodobnie niniejszy artykuł do niczego Cię nie zainspirował, ale jeżeli pragniesz na jego podstawie stworzyć utwór zależny, chętnie udzielę zezwolenia :)

prawo autorskie
Własność Intelektualna i Prace B+R

Prawo autorskie na ulicy

Entuzjaści Banksy'ego zapewne przypominają sobie czerwcowe wydarzenie poprzedniego toku, kiedy to jego mural "Slave Labour", wykrojony ze ściany w Londynie, został wystawiony na aukcji. Jak informuje Bloomberg, dzieło zostało sprzedane za ponad 750 tys. GBP. W problematykę komercjalizacji jego sztuki wpisuje się również film „How to Sell a Banksy”, poruszający kwestie własności, prawa autorskiego oraz wartości sztuki. Prawdopodobnie ze względu na to, iż street art przez lata rozpatrywany był przede wszystkim z perspektywy jego nielegalności i karalności na podstawie przepisów m.in. prawa karnego, problematyka tego typu twórczości w świetle prawa autorskiego jest nieczęsto poruszana. Brakuje też, przynajmniej w Polsce, orzecznictwa, które byłoby opiniotwórcze w tej kwestii.W ramach wstępu „telegraficznym” skrótem przypomnę podstawę każdego zagadnienia z zakresu prawa autorskiego, mianowicie co jest jego przedmiotem, jakie przesłanki muszą zostać spełnione aby dzieło było utworem w rozumieniu ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (dalej pr.aut.). Regulacjom prawnoautorskim podlegać będzie każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór). Definicja ta jest też istotna z innego względu – prawo autorskie nie jest uzależnione w tym wypadku od legalności czy braku legalności umiejscowienia dzieła, ponieważ „utwór” jest to niematerialne dobro prawne, wyraźnie separowane od jego nośnika, niezależnie czy jest to obraz na płótnie, czy graffiti na prywatnym budynku.
Streetartowiec tworzący sprayem bądź permanentnym markerem, nie pozostawia właścicielowi wielkiego wyboru w razie targnięcia na jego mienie – dzieło może być niechybnie tylko usunięte, czy to przy pomocy rozpuszczalnika, czy przez zamalowanie dzieła. Albo sprzedane. W tym miejscu pojawia się kwestia zasygnalizowana w pierwszych zdaniach niniejszego wpisu – czy właściciel nośnika np. drzwi, na których zostało wykonane tzw. wheatpaste, może dobrowolnie nimi rozporządzać oraz czerpać korzyści? Niektórzy podnoszą tezę, iż można domniemywać, że artysta tworząc na cudzym nośniku, przenosi (chociaż nie posunęłabym się do tak dalekosiężnych teorii, w „sprzyjających” okolicznościach można co najwyżej stwierdzić zaistnienie licencji niewyłącznej) prawa do stworzonego dzieła na rzecz właściciela np. muru czy pociągu, co skutkowałoby dyspozycyjnością po jego stronie w kwestii usunięcia graffiti, czy przeniesienia praw do niego na osoby trzecie. Teoria ta niewątpliwie sprzyja oczekiwaniom właścicieli nośników, narusza natomiast niewątpliwie interesy artysty. Jakkolwiek w świetle niedawnej akcji Banksy'ego w Central Parku wydawać by się mogło, iż streetartowcy tworzą „dla społeczeństwa”, wykluczenie artysty z obrotu jego dziełem, pozbawia go czerpania profitów z niekiedy intratnego biznesu (a to już stanowi naruszenie jego praw autorskich).
Pominę wszechstronny, bodajże ulubiony przepis organizacji i osób walczących z „piractwem”, stwierdzający, iż dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w słuszne interesy twórcy, skupiając się na bardziej szczegółowych w analogicznych stanach faktycznych, regulacjach. Kwestię dwoistości prawnie chronionych dóbr jakim jest „utwór” i jego nośnik, reguluje art. 52 pr.aut., w myśl którego jeżeli umowa nie stanowi inaczej (uznajmy, iż przeciętny graficiarz takich z, np. PKP Cargo S.A., nie sporządza), przeniesienie własności egzemplarza utworu nie powoduje przejścia autorskich praw majątkowych do utworu, i odwrotnie, przeniesienie własności egzemplarza utworu nie powoduje przejścia autorskich praw majątkowych do utworu. Wskazać należy, iż w takiej sytuacji właściciel nośnika może korzystać z rzeczy zgodnie z jej przeznaczeniem, lecz z poszanowaniem praw autorskich artysty (w granicach wynikających z art. 23 pr.aut). Właściciel rzeczy może bowiem naruszyć zarówno autorskie prawa majątkowe, jak i autorskie prawa osobiste twórcy utworu.
Przyjmijmy, iż twórca muralu nadal posiada autorskie prawa majątkowe do swojego dzieła, nie może jednak praw tych realizować, gdyż naruszałoby to prawo własności nośnika. Ustawodawca przewidział dla niego jedynie pewne uprawnienia szczególne - art. 52 ust. 3 oraz art. 60 pr.aut. Zgodnie z tym pierwszym, nabywca oryginału utworu jest obowiązany udostępnić go twórcy w takim zakresie, w jakim jest to niezbędne do wykonywania prawa autorskiego. Jednak osobą zobowiązaną do udostępnienia utworu, wbrew literalnemu brzmieniu przepisu, jest nie tylko "nabywca oryginału utworu", lecz również każdoczesny jego posiadacz. Nieco kontrowersyjny w świetle działalności streetartowców wydaje się pogląd doktryny, iż posiadacz taki ma obowiązek umożliwić artyście dojście czy wgląd do dzieła, np. zezwalając na wejście na teren posesji (chociaż z problematyką tą zupełnie dobrze poradził sobie Sąd Najwyższy orzekając, iż pierwszeństwo ma prawo osobiste użytkownika do niezakłóconego miru domowego). Zaznaczyć również należy, iż regulacja ta nie oznacza obowiązku wydania dzieła artyście.
Z kolei art. 60 ust. 1 pr.aut. stanowi, iż korzystający z utworu jest obowiązany umożliwić twórcy przed rozpowszechnieniem utworu przeprowadzenie nadzoru autorskiego. W jakim zakresie takie uprawnienie jest wykonalne w stosunku do tworzących często incognito graficiarzy? Na pewno ratio legis niniejszego przepisu jest „szczytny” - ma na celu ochronę interesów osobistych artysty, a w szczególności prawa do nienaruszalności treści i formy utworu oraz prawa nadzoru nad sposobem korzystania z dzieła.
Chciałabym zwrócić jeszcze uwagę na przypadki tzw. dozwolonego użytku, czyli ustawowych wyjątków zezwalających na eksploatację cudzej twórczości bez zgody autora i bez zapłaty wynagrodzenia, właśnie odnośnie street art'u.
Pierwsza regulacja dotyczy znowu właściciela egzemplarza utworu plastycznego, który to może go wystawiać publicznie, jeżeli nie łączy się z tym osiąganie korzyści majątkowych. Przy czym należy zwrócić uwagę na pojawiające się tu dwie, dość istotne, okoliczności. „Miejsce publicznie dostępne” (które pojawi się również poniżej) nie odnosi się tylko do wiaduktu czy ściany bloku, lecz również wnętrz budynków otwartych dla szerszej publiczności. Poza tym zakaz łączenia upublicznienia dzieła z uzyskiwaniem profitów ekonomicznych, dotyczy nie tylko nadmienionego właściciela egzemplarza, ale rozciąga się również na osoby trzecie. W myśl art. 32 ust. 2 pr.aut, w razie podjęcia decyzji o zniszczeniu oryginalnego egzemplarza utworu plastycznego znajdującego się w miejscu publicznie dostępnym, właściciel jest obowiązany złożyć twórcy utworu lub jego bliskim ofertę sprzedaży, jeżeli porozumienie się z nim, celem złożenia oferty, jest możliwe. Niezbyt korzystnie, górną granicę ceny określa tu wartość materiałów. Jeżeli sprzedaż nie jest możliwa, właściciel jest obowiązany umożliwić twórcy sporządzenie kopii bądź - zależnie od rodzaju utworu - stosownej dokumentacji. Jest to przepis pozytywny dla twórcy tworzącego np. mural na zlecenie dewelopera. Inaczej przedstawia się sytuacja „nielegalnego” dzieła, gdyż uważa się, iż wskazane roszczenie nie może być kierowane przeciwko osobie, która jest pierwotnie poszkodowana działaniem twórcy (a więc od osoby, której „zniszczyłeś” swoją sztuką mienie, nie powinieneś żądać, aby nie niszczyła Twojego dzieła).
Kolejna forma dozwolonego użytku publicznego zawarta została w treści art. 33 pr.aut. W myśl ust. 1 wspomnianego przepisu wolno rozpowszechniać utwory wystawione na stałe na ogólnie dostępnych drogach, ulicach, placach lub w ogrodach, jednakże nie do tego samego użytku. Aby nie naruszać praw twórców, i tak już ograniczonych instytucją dozwolonego użytku, wskazuje się, iż przepis ten należy interpretować zawężająco, a użyte w nim zwroty traktować dosłownie, stosując się do ich zakresu potocznego np. „drogą” w świetle tego przepisu będzie „wydzielony pas ziemi łączący poszczególne miejscowości lub punkty terenu, przystosowany do komunikacji”. Nie ma więc tu przeciwwskazań do nakręcenia filmu, w którym tłem sceny będzie mural, czy do zamieszczenia przez fotografa w swoim internetowym portfolio zdjęcia przedstawiającego graffiti. W przeciwieństwie do poprzedniej regulacji nie ma tu znaczenia, że zazwyczaj graffiti powstaje bez wymaganej zgody, ponieważ okoliczność ta jest irrelewantna dla określenia przedmiotu prawnoautorskiej ochrony. Chociaż ochrona ta jest tu mocno uszczuplona - rozpowszechniający w ten sposób cudzą twórczość może z tego tytułu uzyskiwać korzyści materialne, przy czym korzystającym z tej regulacji może być zarówno podmiot prywatny, jak i profesjonalny.
Jak chronić street art, skoro w jego ochronę nie angażują się sami twórcy? Może warto żeby interweniowali sami właściciele murów, jak w przypadku „Sperm Alarm” Banksy’ego? Dla niektórych akt czystego wandalizmu (czemu nie da się niestety zaprzeczyć w wielu przypadkach), street art może też rewitalizować tkankę miasta i stanowić wojujące ze zobojętnieniem, społeczne medium, jak w Finlandii, gdzie stał się pośrednim katalizatorem zmian tamtejszego prawa autorskiego.

developer
Branża Kreatywna

FAQ- kiedy nie można odstąpić od umowy zawartej na odległość?

Zagadnienie odstąpienia od umów zawartych na odległość bardzo często powtarza się w zadawanych przez Was pytaniach. Z racji tego, że święta właśnie dobiegły końca pomyślałam, że moment na poruszenie tego tematu będzie idealny. Dlaczego? Po pierwsze: na pewno część z Was dostała nietrafione prezenty i będzie chciała je zwrócić (o ile tylko będzie taka możliwość), a po drugie: właściciele sklepów internetowych dowiedzą się, kiedy zwrotu towaru nie mają obowiązku uznawać, co szczególnie w tym "gorącym okresie" jest dość istotne.10dniowy termin na odstąpienie od umowy zawartej na odległość zna już chyba każda osoba, czy to konsument, czy przedsiębiorca. Warto jednak wiedzieć, że zasada ta nie ma zastosowania w każdej sytuacji.
W art. 10 ust. 3 ustawy z dnia 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych praw konsumentów zostały określone sytuacje, w których prawo do odstąpienia od umowy na odległość nie przysługuje (chyba że strony umówią się inaczej).
Zgodnie z obowiązującymi przepisami nie można odstąpić od umowy zawartej na odległość w wypadku:1) świadczenia usług rozpoczętych, za zgodą konsumenta, przed upływem 10-dniowego terminu do odstąpienia;2) umów dotyczących zakupu nagrań audialnych i wizualnych oraz zapisanych na informatycznych nośnikach danych, jeżeli konsument usunął z nabytych artykułów oryginalne opakowanie;3) umów dotyczących świadczeń, za które cena lub wynagrodzenie zależy wyłącznie od ruchu cen na rynku finansowym;4) świadczeń o właściwościach określonych przez konsumenta w złożonym przez niego zamówieniu lub ściśle związanych z jego osobą;5) świadczeń, które z uwagi na ich charakter nie mogą zostać zwrócone lub których przedmiot ulega szybkiemu zepsuciu;6) dostarczania prasy;7) usług w zakresie gier hazardowych.
Dodatkowo należy zwrócić uwagę, iż zgodnie z art. 16 ust. 1 ww. ustawy przepisów o umowach zawartych na odległość nie stosuje się m.in. do sprzedaży z licytacji.Na zakończenie przyjrzyjmy się, jakie zmiany w omawianym temacie wniesie Dyrektywa o prawach konsumentów z dnia 25 października 2011r. - nowe przepisy zaczną obowiązywać najpóźniej od 13 czerwca 2014r.
Wspomniane zmiany wyłączające możliwość odstąpienia od umowy zawartej na odległość dotyczą:a) umów o świadczenie usług, w ramach których usługa została w pełni wykonana, jeśli rozpoczęto spełnianie świadczenia za wyraźną uprzednią zgodą konsumenta oraz po przyjęciu przez niego do wiadomości, że utraci przysługujące mu prawo do odstąpienia od umowy z chwilą pełnego wykonania umowy przez przedsiębiorcę;b) dostarczania towarów lub świadczenia usług, których cena jest zależna od wahań na rynku finansowym, nad którymi przedsiębiorca nie może mieć kontroli i które mogą wystąpić w okresie na odstąpienie od umowy;c) dostarczania towarów wyprodukowanych według specyfikacji konsumenta lub wyraźnie zindywidualizowanych;d) dostarczania towarów, które ulegają szybkiemu zepsuciu lub mają krótki termin przydatności do użycia;e) dostarczania zapieczętowanych towarów, które nie nadają się do zwrotu ze względu na ochronę zdrowia lub ze względów higienicznych i których opakowanie zostało otwarte po dostarczeniu;f) dostarczania towarów, które, po dostarczeniu, ze względu na swój charakter są w sposób nierozłączny połączone z innymi przedmiotami;g) dostarczania napojów alkoholowych, których cena została uzgodniona przy zawarciu umowy sprzedaży, a których dostarczenie może nastąpić dopiero po upływie 30 dni i których rzeczywista wartość zależy od wahań na rynku, nad którymi przedsiębiorca nie może mieć kontroli;h) umów, w przypadku których konsument wyraźnie zażądał od przedsiębiorcy, aby przyjechał do niego w celu dokonania pilnej naprawy lub konserwacji; jeżeli przy okazji takiej wizyty przedsiębiorca świadczy dodatkowo inne usługi niż te, których konsument wyraźnie zażądał, lub dostarcza towary inne niż części zamienne, które muszą być wykorzystywane do konserwacji lub naprawy, prawo do odstąpienia od umowy ma zastosowanie do tych dodatkowych usług lub towarów;i) dostarczania zapieczętowanych nagrań dźwiękowych lub zapieczętowanych nagrań wizualnych, lub zapieczętowanego oprogramowania komputerowego, których opakowanie zostało otwarte po dostarczeniu;j) dostarczania gazet, periodyków lub czasopism z wyjątkiem umów o prenumeratę takich wydawnictw;k) umów zawartych na aukcji publicznej;l) świadczenia usług w zakresie zakwaterowania, innych niż do celów mieszkalnych, przewozu towarów, najmu samochodów, gastronomii lub usług związanych z wypoczynkiem, jeżeli umowa przewiduje konkretny dzień lub okres świadczenia usługi;m) dostarczania treści cyfrowych, które nie są dostarczane na trwałym nośniku, jeżeli spełnienie świadczenia rozpoczęło się za uprzednią wyraźną zgodą konsumenta i po przyjęciu przez niego do wiadomości utraty w ten sposób przysługującego mu prawa do odstąpienia od umowy.
Na marginesie jeszcze tylko dodam, że dyrektywa ta zmieni okres na odstąpienie od umowy z 10 na 14 dni, o czym powinni wiedzieć już teraz zarówno konsumenci, jak i przedsiębiorcy.

A photo by Vladimir Kudinov. unsplash.com/photos/KBX9XHk266s
Własność Intelektualna i Prace B+R

Czy Google sfotografowało tę modelkę? - o legalnym zamieszczaniu zdjęć na blogu

Internet to takie przyjemne miejsce, gdzie ludzie wyrzekają się swoich konsumpcyjnych narowów i dzielą się wszystkim ze wszystkimi za darmo. W tej magicznej krainie, człowiek, który „w realu” zarabia na życie fotografią, tutaj żyje non profit (oczywiście nie licząc profitów ze sławy, której przysparza mu jego fotografia na jednym z najbardziej poczytnych blogów, z podpisem Źródło: Pinterest). W Internecie panuje niemal utopijna wolność i równość – tak samo można „skorzystać” z talentu Helmuta Newtona, jak Jurka z Nevady. Nie mogę wypowiadać się za fotografa, który być może życzy sobie jak najszerszego grona odbiorców albo pragnie pozostać anonimowy czy uprawiać l'art pour l'art, niemniej jedno jest pewne – „w Internecie” obowiązuje ta sama ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jak „w realu”.
Jako że zaczęłam w nieco zgrywnym tonie, chwilę nim jeszcze podążę z wykorzystaniem ulubionych, internetowych mitów dotyczących wykorzystania fotografii znalezionych w Google Grafika bądź innych Tumblrach. Nadmienię jednak, iż w niektórych „prawniczych” legendach tkwi ziarno prawdy. Przykładowo – spotkałam się ze stanowiskiem, iż oznaczenie autorstwa i źródła fotografii czyni jej udostępnienie legalnym. Jednakże oznaczenie zdjęcia przez korzystającą z niego osobę nie jest żadną „zapobiegliwością” z jej strony - ten obowiązek istnieje niezależnie od okoliczności: czy ma ona pozwolenie na wykorzystanie fotografii czy nie, albo czy udostępnienie wiąże się z dozwolonym użytkiem, czy też nie. Autorstwo fotografii oraz prawo do oznaczenia utworu swoim nazwiskiem lub pseudonimem, to tylko niektóre aspekty autorskiego prawa osobistego, którego twórca nie może się „pozbyć”, chociażby chciał. Nawet najbardziej liberalne licencje Creative Commons zastrzegają warunek uznania autorstwa (należy odpowiednio oznaczyć autorstwo utworu).

„Skąd mam wiedzieć, kto zrobił to zdjęcie (pewnie jest niczyje)”.

Rzeczywiście, taka okoliczność wydawać by się mogła wystarczającym usprawiedliwieniem nieposiadania przez blogera zezwolenia na rozporządzanie cudzą twórczością. Jednak zależność jest prosta - umieszczanie fotografii na blogu wymaga na to zgody jej twórcy, brak zgody prowadzi do naruszenia prawa. Oczywiście istnieją ustawowe przesłanki wyłączające ten obowiązek, jednak wśród nich nie ma domniemania „bezpańskości” zdjęcia. Co więcej, art. 16 polskiego prawa autorskiego nie pozwala autorom na zrzeczenie się autorskich praw osobistych, o czym wspominałam powyżej. Faktycznie, wolno rozpowszechniać opublikowane utwory plastyczne i fotograficzne, o ile nawiązanie porozumienia z twórcą celem uzyskania jego zezwolenia napotyka trudne do przezwyciężenia przeszkody – jednak ustawa dopuszcza ten wyjątek w ramach tworzenia encyklopedii i atlasów, nie zaś blogów.

„Fotograf wrzucając swoje zdjęcie do neta, godzi się na to, iż staje się ono dobrem publicznym”.

Uściślijmy – w polskim prawie autorskim nie funkcjonuje taka instytucja jak „dobro publiczne”. Chociaż może być ono mylnie kojarzone z tzw. domeną publiczną (która również nie jest ustawowym pojęciem i nie jest prawnie regulowana). Należy uznać, iż udostępnienie przez fotografa zdjęcia w jednym miejscu w Internecie (np. w portfolio na stronie internetowej swojej agencji) nie jest równoznaczne z udzieleniem przez niego zgody (nawet w sposób dorozumiany) na jego publikację w całej sieci. Podkreślenia również wymaga, iż brak noty copyright ©, także nie stanowi o braku prawa autorskiego do utworu, a tym bardziej, że autor się go „wyrzekł”.
Z innymi naszymi odpowiedziami na mity dotyczące prawa autorskiego, możesz zapoznać się tutaj (wywiad z Aleksandrą i Paulą). Po tym nieco trywialnym fragmencie, chciałabym poruszyć kwestię jednej z instytucji dozwolonego użytku, którą zdaje się najczęściej być „usprawiedliwiane” wykorzystanie cudzej twórczości bez wiedzy i zgody twórcy (nie wspominając już o wynagrodzeniu). Mowa tu o tzw. prawie cytatu. Zacząć należy od powołania przepisu, który reguluje owo prawo, mianowicie art. 29 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych, stwierdza, iż wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.
Podstawową kwestią jest sprecyzowanie, spełnienie jakich przesłanek wskazanych w wyżej cytowanym art. 29, uwalnia „cytującego” od odpowiedzialności (karnej i cywilnej) wynikającej z ochrony prawnoautorskiej. Najistotniejsza jest konieczność wykorzystania cytatu we własnym utworze. Nie wystarczy wykazanie, iż zastosowanie cytatu było uzasadnione recenzją czy nauczaniem, jeżeli wykorzystujący daną fotografię ograniczył się jedynie do jego przywołania, bez własnego, twórczego wkładu. Zaimportowany utwór (cytat) musi stanowić część nowego, oryginalnego utworu. Przytoczenie cudzego obrazu jest dozwolone, jeżeli następuje w celu określonym w art. 29, przy czym przytaczany utwór musi pozostawać w takiej proporcji do wkładu twórczości własnej, aby nie było wątpliwości co do tego, że powstało własne dzieło.
Następną istotną kwestią w tzw. prawie cytatu jest to, iż w art. 29, nie chodzi o rozmiar przytaczanego we własnym dziele utworu, lecz o ich korelacje i funkcję cytatu. W pewnych przypadkach uzasadnione może być nawet przytoczenie cudzego utworu w całości, jeżeli następuje to w celu:

  1. wyjaśniania,
  2. analizy krytycznej,
  3. nauczania
  4. lub uzasadnione jest prawami gatunku twórczości (tj. parodia czy kolaż).

A więc przepis wymaga by cytowany utwór pełnił względem własnej twórczości ustawowo określoną rolę. Niniejsze wyliczenie funkcjonalnych zależności pomiędzy tworem blogera a cytowanym obrazem, eliminuje, przykładowo, skorzystanie z fotografii w celu zilustrowania lub przyozdobienia wpisu. Ponadto, jeżeli mowa o cytacie plastycznym, którym posługują się takie gatunki twórczości jak np. kolaż, to trzeba zwrócić uwagę, że powstające w ramach takiego gatunku utwory, aby mogły być uznane za samodzielne, muszą na tyle zmieniać sens i sytuację przejmowanego utworu, by było wiadomo, że przedstawiają własne spojrzenie na problematykę zawartą w utworze inspirującym i nie są zwykłym naśladownictwem. Tylko wtedy przejęcie cudzej twórczości nie wymaga zgody twórcy.
Wielu fotografów docenia, iż osoba zainteresowana rozpowszechnieniem jego twórczości zwraca się o zgodę na udostępnienie i często, szczególnie w przypadku blogów niekomercyjnych, takiego pozwolenia bez problemu udziela. Creative Commons również jest tu nieocenionym źródłem wszelakiej twórczości, przy czym wyszukiwarka http://search.creativecommons.org/ znacznie usprawnia legalną aktywność blogera. Również sama wyszukiwarka grafiki Google umożliwia łatwe odnalezienie dzieła udostępnianego na wolnej licencji – wystarczy odpowiednia opcja w Zaawansowane wyszukiwanie grafiki.Podsumowując pozwolę sobie uprościć problematykę udostępniania cudzej twórczości - umieszczenie na blogu fotografii bez zgody jej twórcy stanowi naruszenie prawa autorskiego. Spekulowanie w kwestii legalnego rozpowszechnienia twórczości bez pozwolenia autora powinno następować po wyczerpaniu wszelakich środków na uzyskanie takiej zgody. Wyjątkiem będzie sytuacja, gdy określona fotografia nigdy nie była objęta ochroną prawnoautorską (przykładowo nie jest to zdjęcie twórcze) lub prawa do niej wygasły (upłynęło 70 lat od daty śmierci twórcy zdjęcia). Pamiętajmy również, iż można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła. Można domniemywać, iż nie byłoby problemu z obrazami, których „autorem” jest Google, gdyby w łańcuszku udostępniania zdjęcia, nie pojawiła się osoba, która nie podała autorstwa dzieła.
Więcej o prawnych aspetkach blogowania:

zegar
Własność Intelektualna i Prace B+R

Prawo autorskie w biznesie - wywiad z Aleksandrą Maciejewicz i Paulą Pul

Wywiad dla creatives.waw.pl z 30 października 2013.

Czy jest to prawda, że raz rzecz umieszczona w internecie traci swoją prawną ochronę?

PAULA PUL : Gwoli ścisłości - w Internecie obowiązuje to samo prawo, które obowiązuje poza Internetem. W dużym skrócie, osobiste prawa autorskie w ogóle nie podlegają zbyciu ani zrzeczeniu się. Są także nieograniczone w czasie - autorskie prawa majątkowe trwają zwykle 70 lat od śmierci twórcy. Nie zmieni tego fakt umieszczenia dzieła w Internecie. Z kolei majątkowe prawa autorskie są przenoszalne, ale na podstawie umowy lub dziedziczenia. Trudno domniemywać, że umieszcznie czegoś w Internecie jest tożsame z zawiązaniem umowy albo z dziedziczeniem. ALEKSANDRA MACIEJEWICZ: Kiedyś przeczytałam w pewnym wywiadzie, że Internet to jakaś “publiczna przestrzeń” i można dowolnie wykorzystywać zawarte w nim dzieła. Nie znam takiego prawa. Być może autorka miała na myśli “domenę publiczną”, do której należą utwory, do których prawa autorskie (majątkowe) wygasły, lub do których autorzy zrzekli się praw autorskich lub mocno się w nich ograniczyli (np. udostępniając utwory na jednej z licencji typu Creative Commons). Domena publiczna definiowana jest jako abstrakcyjny zbiór utworów, które nie są kontrolowane, zabezpieczone czy zawłaszczone przez kogoś na mocy systemu monopolu prawnoautorskiego. Określenie to ma wskazywać, że utwory są “własnością publiczną”, a więc jest rozumiana jako narzędzie gwarantowania dostępu do nauki, edukacji i kultury.PAULA PUL: Jeszcze odnośnie wyzbycia się praw po wrzuceniu utworu do Internetu. W polskim systemie prawa autorskiego nie istnieje możliwość do przeniesienia utworu do domeny publicznej przed upływem okresu ochrony. Jedyną możliwością na udzielenie zgody na dowolne wykorzystanie dzieła jest udzielenie wolnej licencji.

A jak jest z kwestią kopiowania dzieła? Czy można kopiować czyjeś dzieło w sieci podpisując je lub wskazując na konkretne źródło?

ALEKSANDRA MACIEJEWICZ: Kopiować dzieło, zapisywać na dysku czy drukować, na własny użytek i użytek Twoich bliskich – tak. Jako dalsze rozpowszechnienie dla mniej lub bardziej niezidentyfikowanej rzeszy odbiorców – nie. Te warunki, o których wspominasz, to wymóg ustawowy, w razie niemal każdej publikacji dzieła. Generalnie, prawa osobiste oraz majątkowe gwarantują uprawnionym, że bez ich zgody nie można swobodnie korzystać z chronionych utworów. Jednakże istnieje kilka wyjątków od tej reguły, jednym z nich jest tzw. dozwolony użytek chronionych utworów. Można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła. Oprócz tego wskazanego wcześniej, czyli dozwolonego użytku osobistego, istnieje jeszcze tzw. prawo przedruku albo dozwolony użytek w celach naukowych czy dydaktycznych. Jednak zanim skopiuje się utwór w ramach dozwolonego użytku warto zapoznać się ze szczególnymi przesłankami. Każdy użytek ma swoje właściwe warunki stosowania, często ignorowane, co skutkuje powstawaniem różnych mitów które krążą po Internecie, szczególnie na forach. Pamiętać należy też, że szczególnym przypadkiem są utwory architektoniczne oraz programy komputerowe, które stanowią wyjątek w szczególności pod względem formy ochrony.

W takim razie czy mitem jest to, że jeżeli dzieło nie ma żadnych oznak, świadczących o przysługujących mu prawach autorskich, to można go używać dowoli?

PAULA PUL: Kompletnym, przynajmniej w Polsce. Prawie we wszystkich innych krajach też zrezygnowano z tego wymogu. Nasza ustawa mówi wprost: ochrona przysługuje twórcy niezależnie od spełnienia jakichkolwiek formalności. Domyślam się, że masz tu na myśli 'r' albo 'c' wpisanych w okrąg. Pierwsze, to skrót od “registered” co oznacza, że dany znak towarowy został zarejestrowany we właściwym urzędzie patentowym. Przedsiębiorca, który zastrzegł znak, może, ale nie musi, umieszczać w sąsiedztwie swojego np. logo, litery R wpisanej w okrąg. Natomiast zabronione jest oznaczanie tym symbolem znaku, który nie został zarejestrowany, za co może grozić grzywna. Drugie z oznaczeń to skrót od “copyright” co oznacza prawo autorskie. Umieszczenie odpowiedniego oznaczenia co najwyżej wzmacnia ochronę przez ostrzeżenie skierowane do odbiorców. Pozwala ewentualnie uzyskać w sądzie większe lub dodatkowe odszkodowanie, ale umieszczanie tych symboli nie jest konieczne, aby dzieło było chronione.

W takim razie skąd wzięło się przeświadczenie, że można korzystać z dzieł danego autora tak długo, jak nie czerpie się z tego powodu korzyści finansowych?

ALEKSANDRA MACIEJEWICZ: Z instytucji dozwolonego użytku. Wszystkie mają wspólną zasadę - dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w słuszne interesy twórcy. Jak to się „ładnie” mówi: eksploatacja dzieła nie może prowadzić do ekonomicznej konkurencji z korzystaniem, które nie jest objęte dozwolonym użytkiem. Czyli mówiąc wprost – nie można zmniejszać dochodów twórcy. To popularne przeświadczenie, o którym mówisz, może co najwyżej wpływać na wysokość odszkodowania przyznawanego przez sąd, jeżeli złamiesz monopol autorski. W tym kontekście należy uważać nawet odnośnie materiałów objętych określoną licencją Creative Commons np. na blogu masz zdjęcia udostępniane na licencji Creative Commons. Blog zaczyna przynosić dochód i już nie możesz w nim publikować takich materiałów albo powinieneś się zwrócić się o zezwolenie na ich wykorzystanie.

W przypadku wykorzystywania części danego dzieła, łamię prawo autorskie?

PAULA PUL : Zależy jak z niej korzystasz. Jeżeli w formie cytatu na warunkach ustawowych – nie. Korzystanie w zakresie dozwolonego użytku nie wymaga zgody uprawnionego lub reprezentującej go organizacji zbiorowego zarządzania. Przy czym na prawo cytatu należy uważać np. na różnych forach często spotykam się z teorią, iż można wykorzystać dowolnie 3 sekundy z czyjegoś utworu – bez pozwolenia i bez konsekwencji. Tak nie jest, może to co najwyżej stanowić wskazówkę w kwestii wielkości dozwolonego zakresu cytatu.ALEKSANDRA MACIEJEWICZ: Pamiętać też trzeba, że wykorzystanie cudzego utworu w postaci innej niż oryginalna może prowadzić do powstania jego opracowania np. w formie przeróbki lub wkroczenia w autorskie prawa osobiste (czyli np. prawo do rzetelnego, zgodnego z wizją artystyczna wykorzystania utworu). Zgodę na takie działania może udzielić tylko uprawniony (twórca), gdyż organizacje zbiorowego zarządzania tego typu prawami nie zarządzają. Tutaj znowu trzeba wspomnieć o innych przypadkach dozwolonego użytku oprócz prawa cytatu – np. prawo przedruku, dozwolony użytek w celach naukowych, gdzie wykorzystywania części danego dzieła nie jest łamaniem prawa autorskiego.

Od czasu do czasu słyszy się o błędach na tym polu popełnianych zarówno przez małe jak i duże firmy. Znajomość prawa autorskiego kuleje w biznesie?

PAULA PUL: Jak każdego prawa, dopóki różne urzędy, inspektoraty i rzecznicy nie wymogą od przedsiębiorców zainteresowania danym aspektem prawa przez różne kontrole i sankcje. Tak samo byłoby prawdopodobnie z prawami konsumentów albo przestrzeganiem bhp (tak na marginesie - dziełem w rozumieniu ustawy o prawie autorskim są także instrukcje bhp), gdyby nie zaangażowanie różnych instytucji. Jednak najważniejszą przyczyną takiego stanu rzeczy jest sam niski poziom znajomości prawa autorskiego wśród uprawnionych. Gdyby twórcy bardziej dbali o swoje prawa, upominali się o nie, dochodzili należnych im uprawnień, wzrosłaby tym samym świadomość prawa autorskiego wśród osób je wykorzystujących. Samo określenie, którego używa się odnośnie praw twórców tj. monopol autorski, świadczy już o zakresie uprawnień autorów. Nasza ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych daje dużo możliwości do różnych manewrów m.in. kontraktowych, po których może się okazać, że szaty graficznej strony internetowej nie wolno zmienić bez pozwolenia twórcy, a zakupionych materiałów reklamowych wykorzystać w druku cyfrowym.

Pooperujmy na konkretnym przykładzie. Ostatnio w grze “GTA 5” wykorzystano bezprawnie dwa utwory amerykańskiego rapera. Jak mogło w ogóle do tego dojść?

ALEKSANDRA MACIEJEWICZ: Szczerze mówiąc – nie wiem. W Ameryce, kapitalistycznym kraju, własność intelektualna jest niemal święta, Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych ma swoje specjalne „task force” ds. własności intelektualnej, a w walkę z jej naruszeniami silnie zaangażowane jest FBI. W połączeniu ze śmieszną sumą (jak na możliwości producenta) jaką Rockstar Games zaoferowało Dazowi Dillingerowi, myślę, że za tą akcją stoją ukryte interesy, jednej albo obu stron.

Raper żąda, aby zniszczyć wszystkie niesprzedane egzemplarze tego przeboju wśród gier komputerowych. Czy to może się udać?

PAULA PUL: W Polsce na pewno. Zgodnie z art.79 prawa autorskiego z tytułu naruszenia praw majątkowych (autorskich lub pokrewnych) uprawnieni mogą żądać od naruszyciela aby: zaniechał naruszenia (np. nie kontynuował dalej czynów naruszających, przerwał przygotowania zmierzające do naruszenia), usunął skutki naruszenia (np. wycofał z rynku egzemplarze), wydał uzyskane korzyści (wydał zysk), naprawił wyrządzoną szkodę na zasadach ogólnych (zapłacił autorowi poniesioną stratę oraz nieosiągnięte korzyści) albo zapłacił w podwójnej lub potrójnej wysokości stosowne wynagrodzenie. Nasz Sąd Najwyższy w jednym ze swoich wyroków orzekł, iż dopuszczalne jest, w przypadku naruszenia autorskich praw osobistych, wystąpienie przez twórcę o zniszczenie egzemplarzy utworu, które wyprodukowane zostały z naruszeniem tych praw, uznając, iż żądanie to mieści się w ramach roszczenia o usunięcie skutków naruszenia.

Od jakiegoś czasu można zobaczyć w sieci, iż muzycy lub zespoły chcąc się wypromować komponują covery znanych nagrań. Czy oni czasem nie łamią prawa?

ALEKSANDRA MACIEJEWICZ: Jest to nieco złożone zagadnienie. Zależy też z jakiego rodzaju coverem mamy do czynienia. Na wstępie należy wskazać, iż samo sporządzenie coveru nie wymaga zgody uprawnionego z praw autorskich do oryginalnego utworu (zwykle właściwą do udzielenia zgody jest odpowiednia organizacja zbiorowego zarządzania, jeśli nie dokonuje tego producent lub wydawca), natomiast jakakolwiek forma rozpowszechnienia, czyli też opublikowanie coveru w Internecie, już tak.PAULA PUL: Najczęściej spotykamy się z dwoma rodzajami coveru: pierwszy, gdzie wykonawca tylko odtwarza niejako utwór, a jego wkład twórczy jest nieduży, drugi - kiedy dokonuje oryginalnej interpretacji takiego utworu, wtedy cover jest utworem zależnym w rozumieniu ustawy o prawie autorskim. Pierwszy przypadek można potraktować jako tzw. artystyczne wykonanie. Artystycznymi wykonaniami, w rozumieniu ustawy, są w szczególności: działania aktorów, recytatorów, dyrygentów, instrumentalistów, wokalistów, tancerzy i mimów oraz innych osób w sposób twórczy przyczyniających się do powstania wykonania. W przypadku publicznego odtwarzania utworów muzycznych i słowno-muzycznych należy uzyskać zgodę autorów, których twórczość chce się wykorzystywać oraz odprowadzić na rzecz twórców wynagrodzenia, czyli tzw. tantiemy autorskie. Można też zgłosić się do ZAIKS-u, który ma szczególne uprawnienia dzięki konwencji berneńskiej oraz innym umowom bilateralnym z podobnymi organizacjami z całego świata. Tak więc na repertuar ZAiKS-u składają się utwory zarówno autorów polskich jak i zagranicznych. Drugi przypadek, czyli gdy cover powstaje jako utwór samoistny, ale tzw. zależny. Wykonywanie zależnych praw autorskich zależy od treści zezwolenia twórcy oryginału. Jeżeli kontrahent umowy o przeróbce dzieła nie wykona uzgodnionych z twórcą warunków tej przeróbki, to jego zależne prawo autorskie może być kwestionowane.ALEKSANDRA MACIEJEWICZ: Jeszcze inaczej sytuacja kreuje się, gdy cover przybiera formę parodii, np. wykonanie oryginalnego utworu w połączeniu z parodiującym klipem. Wówczas można powołać się na „prawa gatunku twórczości” użyte w wyżej wspomnianym prawie cytatu, a więc w formie dozwolonego użytku. Wówczas zezwolenie twórcy czy odpowiedniego OZZa nie jest konieczne. Na marginesie należy wskazać, iż twórca coveru może realizować niezależnie od pierwotnego twórcy utworu swoje własne prawa autorskie, tj. podnosić roszczenia przeciwko osobom trzecim naruszającym jego prawa, np. bez zezwolenia dokonują dalszego rozpowszechniania utworu na youtubie.

A jak jest w przypadku np. skrzypaczki, która dogrywa swoją partię do znanego nagrania i wrzuca na YouTube’a?

PAULA PUL: Mieści się to w kwestiach dotyczących utworu zależnego. Wspomnieć należy, że YouTube (a dokładnie jego właściciel - Google Inc.) podpisał umowy licencyjne z właściwymi organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (tak zwane OZZ-y) działającymi m.in. w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Hiszpanii, w tym również ZAiKS, na podstawie której otrzymuje należności z tytułu publikacji utworów chronionych prawem autorskim. OZZ-y na terenie danego kraju zajmują się repatriacją wynagrodzeń autorskich (dzielenie tantiem na poszczególne osoby).

Coraz więcej zespołów wykorzystuje tzw. crowdsourncing / fansourcing - tzn. mądrość swoich fanów. Na przykład proszą ich, aby przesłali im swoje zdjęcia lub swoje krótkie filmiki, bo chcieliby je umieścić w nowym klipie. Jak ma się ta sprawa w świetle prawa?

ALEKSANDRA MACIEJEWICZ: Każde zdjęcie lub krótki filmik, jeżeli nosi indywidualne piętno, posiada pewien twórczy aspekt, jest utworem w świetle prawa autorskiego. Ustawowo, takim samym twórcą jest zarówno Jeff Koons, jak i osoba wrzucająca na Instagrama zdjęcie obiadu i przysługują im te same prawa. Zespół, który wykorzystuje twórczość fanów, powinien odpowiednio uregulować w umowie, komu będą przysługiwać prawa autorskie na odpowiednich polach eksploatacji. Twórcy przysługuje wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu. Dopiero jeżeli w umowie zostanie wyraźnie stwierdzone, iż przeniesienie autorskich praw majątkowych lub udzielenie licencji nie następuje za wynagrodzeniem – tak właśnie się dzieje. Warto, żeby zespół zabezpieczył się chociażby w tym aspekcie.

We współczesnym świecie najważniejszym kapitałem i bronią jest know-how. Czy w takim razie podstawy z zakresu praw autorskich nie powinny być nierozłączną częścią lekcji z przedsiębiorczości?

PAULA PUL: Jak najbardziej tak. Nie chodzi tu o pustą regułkę, typu nieznajomość prawa szkodzi, ale o też o poszanowanie i odpowiednie wartościowanie, również ekonomiczne, wartości niematerialnych. Może nam się wydawać zabawne, że Procter&Gamble przeprowadził zastrzeżenie znaku towarowego w postaci wiru trąby powietrznej spowodowanej przez detergent i uderzający w brudny garnek. Jednakże pokazywanie korzyści najlepiej ukazać w oparciu o studia przypadków firm, których źródła sukcesu tkwią w działaniach ochronny ich własności intelektualnej. Poza tym niezaprzeczalnym faktem jest, że w dzisiejszych czasach doszło do kompletnej komercjalizacji własności intelektualnej. Przyspiesza proces przeniesienia wyników badań naukowych, myśli naukowej, patentów czy oryginalnych pomysłów na rynek. W wielu firmach prowadzony jest stały monitoring i optymalizacja wyceny własności intelektualnej pod kątem wyboru najlepszego momentu na jej sprzedaż czy komercjalizację. Nie muszę wspominać, iż posiadanie praw własności intelektualnej zmniejsza ryzyko naruszeń, a gdy do nich doszło – ułatwia dochodzenie roszczeń.

Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.
Amano 2

LAWMORE REPRESENTS AMANO – an investment of Polish and foreign investors

Deweloper i Marketing

Our article in Deweloper & Marketing

Salesbook 3

LAWMORE AN ADVISOR OF SALESBOOK – AN INVESTMENT BY LEVEL2 VENTURES

lawmore pitchbook|Zrzut ekranu 2021-11-22 o 10.46.35

LAWMORE A LEADER OF VC TRANSACTIONS IN THE CEE REGION – THE PITCHBOOK RANK

240969240_354219713016505_8646162510198605564_n

LAWMORE AN ADVISOR OF CODEALLY – AN INVESTMENT BY SUNFISH PARTNERS

ORLEN

LAWMORE A LEGAL PARTNER OF ORLEN SKYLIGHT ACCELERATOR

Stepapp

LAWMORE REPRESENTS STEPAPP – AN INVESTMENT BY SMOK VC

InStreamly_zalozyciele-300x300|InStreamly_zalozyciele|InStreamly_zalozyciele-300x300

LAWMORE an advisor of Instreamly – an investment by PKO VC and two foreign VC funds (Supernode Global and Colopl Next)

qO08CINcLSnQ4bXRVX31_930_620

LAWMORE an advisor of SWAPP – an investment by SPEEDUP GROUP

Zrzut ekranu 2020-09-16 o 14.09.39

LAWMORE an advisor of TALKIE.AI – an investment by Movens VC and LT Capital

I-Love-Marketing-Business-300x300|I-Love-Marketing-Business-300x300

I Love Marketing & Business

QUJDREVGfjQrJiR2eTxzIWh-cCw_ZX13P2ZoZ3lwaWEyazQsOiIjMDorfCIkMiE0PTR8NTpoMCUjayR0eSM4JjooMzx5Ijw3LyB9fWVwYGV4JjNoZXZpYGdwYiNmajNnfn1_ITd2MGMvcjN3M3Rldzc

LAWMORE an advisor of the Audio Bible Superproduction – an investment of PLN 6 million from private investors

4Nature System

LAWMORE an advisor of 4Nature System – an investment by Simpact VC

Top Disruptors in Healthcare

LAWMORE’S Honorary patronage of the report Top Disruptors in Healthcare

119604227_10158771185551054_3715753603998794394_o

A new online course in collaboration with PFR – funding from VC

radio kampus

A program at Radio Kampus

wsparcie prawne

Legal support for startups

helping hand

LAWMORE an advisor of ADDICTIONS.AI – a co-investment of private investors

eyJ4MSI6MCwieDIiOjEyNzgsInkxIjowLCJ5MiI6NzE5LCJ3IjoxMjc4LCJoIjo3MTl9

LAWMORE an advisor of InStreamly – SMOK Ventures investment

iL_lawmore_media|inteliLex_promo_v2

LAWMORE in collaboration with inteliLex – AI for lawyers

FACEBOOK i TT [PL]

LAWMORE the legal partner of Hack the crisis

0

LAWMORE an advisor of Gymsteer – Pracuj Ventures investment

Corporate.Venturing_20180504124501-300x300|Michał Kulka|Corporate.Venturing_20180504124501-300x300

Option Pool, or how to procure and retain good employees

kamikaze

An international group Altavia takes over shares in a Polish interactive agency Kamikaze

Skontaktuj się z nami

Biuro:
BROWARY WARSZAWSKIE
ul. Krochmalna 54 lokal 78 (piętro 6)
00-864 Warszawa

Bądź na bieżąco ze zmianami w prawie

Zapisz się do naszego newslettera

Dziękujemy!
Rejestracja przebiegła pomyślnie.
Ups...twój mail nie może być wysłany!