News
Aleksandra Maciejewicz
Aleksandra Maciejewicz
31 lipca 2014

BEST of FB: Moda i znaki towarowe

Bardzo wiele naszych postów na Facebook spotkało się z dużym zainteresowaniem fanów. Wiele z nich jest już niestety tak „głęboko” na naszym wall’u, że trudno na nie trafić. Postanowilismy najciekawsze opublikować na blogu w postaci nowego cyklu. Poniżej pierwsza porcja – moda i znaki towarowe.

Chińskie znaki towarowe

Nie jest żadną prawdą objawioną, że polscy projektanci mody niespecjalnie pilnują ochrony prawnej stworzonych przez siebie wzorów, a nawet własnych znaków towarowych (m.in. logotypów) i nie doceniają ich roli w zwiększaniu własnego zysku. Dla unaocznienie skali problemu można wskazać rok 2012, kiedy to na całym świecie zastrzeżono ok.900 tys. wzorów. Polski udział w zestawieniu wyniósł tylko 5 tys., a np. chiński – aż 650 tys.

Skąd taka różnica, nie biorąc pod uwagę oczywistego faktu, że Chińczyków jest więcej? Na pewno, oprócz świadomości wysokiego ryzyka powstania „podróbek”, pomaga w tym krajowy rząd – chociażby w Chinach istnieje system nagród, w którym wygrywają takie wzory jak np. śmiejący się autobus. Ponadto, w większych miastach możliwa jest ekspresowa rejestracja wzoru, która trwa w takich warunkach od pięciu do siedmiu dni. Chociaż Chiny lubią igrać z prawem własności intelektualnej, o czym przekonuje chociażby Allegro i Urząd Celny RP, to przynajmniej wiedzą, jak zadbać o swoje.

Regularnie zachęcamy naszych Klientów do zadbania o swoją własność intelektualną. Pomagamy również w tym zakresie, i to nie tylko przy rejestracji znaków czy wzorów, ale też przy późniejszym egzekwowaniu tych praw.

Temat znaków towarowych w Chinach okazał się na tyle interesujący że pisaliśmy jeszcze o nim nie raz:

Kto pierwszy ten lepszy… w Chinach.

Chiny są rajem dla producentów podróbek, większość z Was na pewno się z tym zgodzi. A może zadawaliście sobie również w tym kontekście pytanie: jakie wobec tego obowiązuje tam prawo, przynajmniej regulujące kwestie własności intelektualnej?

Chińskie prawo znaków towarowych wprowadzono w 2001 r., a w 2002 r. wprowadzono Regulacje Uzupełniające. Obowiązuje tam zasada ‘first-to-file’, przez co nie jest wymagany dowód wcześniejszego używania lub własności znaku towarowego przez rejestrującego.

W związku z powyższym, zagraniczni przedsiębiorcy potencjalnie mogą mieć wiele problemów w Państwie Środka. Powszechnym zjawiskiem jest tam, bowiem „podrejestrowywanie” znaków towarowych, tzn. rejestrowanie znaków towarowych przez podmioty, wcale do tego nieuprawnione, a potencjalnie konkurencyjne. Chińczycy wykorzystują fakt, że wiele zagranicznych firm nie decyduje się od razu na rejestrację swojego znaku towarowego w ich kraju – czy to ze względu na wysokie koszty samej rejestracji, czy też plany firmy, które nie zakładają ekspansji na ten rynek.

Problemu nie należy bagatelizować, ponieważ gdy już stwierdzimy, że chcemy produkować w Chinach, to podmiot, który zarejestrował nasz znak, może skutecznie zablokować nam zarówno produkcję, jak i eksport towarów. Oczywiście, wcześniej właściciele takiej firmy otrzymują list informujący o możliwości odkupienia prawa do swojego znaku towarowego na rynku chińskim. Problem ten dotyczy również tych bardziej znanych marek, chociażby głośna ostatnio sprawa Tesla Motors.

T-shirt na receptę ?

Raczej nic Was nie zaskoczy w stwierdzeniu, że znane firmy odzieżowe są bardzo często bodrabiane.. Na pewno niejednokrotnie słyszeliście o różnych sporach, zarówno między gigantami, jak i mniejszymi markami, sami też pisaliśmy o tym nie raz.

Ale czy wiecie, że jakiś czas temu jednego z producentów odzieży pozwała firma… farmaceutyczna ?

Abbvie, producent między innymi leku Vicodin (tak, to ten lek przeciwbólowy, którym raczył się Dr. House i od którego uzależniony jest Eminem) pozwała firmę Brian Lichtenberg za użycie nazwy leku na bluzie. Oczywiście w pozwie znalazły się nie tylko zarzuty rozmywania marki, ale także zarzut, że „taka akcja promocyjna” działa szkodliwie na społeczeństwo, bo promuje używanie leku dostępnego tylko na receptę. Abbvie wygrało w sądzie pierwsze stracie i strony zdecydowały się zawrzeć ugodę.

Samą firmę Brian Lichtenberg możecie dobrze znać ze słynnej koszulki BALLIN PARIS z napisem łudząco podobnym do BALMAIN. Co ciekawe, o ten wzór firma procesuje się z firmą drugiego z braci Lichtenberg (Alex & Chloe) – Christophera. Bez względu na to, jak ta sprawa się zakończy, sam fakt zamieszania w nią sądu jest dość absurdalny. Po pierwsze dlatego, że toczy się między rodzeństwem, a po drugie – przedmiotem sprawy jest podrobiona (przerobiona?) własność intelektualna osób trzecich. Rodzinna wojna zapewne nie uszła uwadze samego Balmain- ciekawe jaki będzie finał tego sporu? 😉

Czy mogę stworzyć linię szpilek z czerwoną podeszwą

Pożądana przez wiele kobiet na świecie, czerwona, lakierowana podeszwa Louboutina, stanowi niewątpliwie synonim luksusu. Za najtańszą parę trzeba zapłacić kilkukrotnie więcej, niż za buty z typowej sieciówki. Nietrudno się domyśleć, że Louboutin chroni swój znak rozpoznawczy na wszelkich możliwych frontach, w tym prawnych.
W związku z tym, czy istnieje w ogóle szansa, aby wyprodukować swoją linię szpilek z czerwoną podeszwą i nie zostać skarconym przez tego producenta? Otóż tak.

Najlepszym dowodem na to jest sprawa Zary. Swego czasu, bardzo podobne do Louboutinów buty pojawiły się w ofercie tej sieciówki. Oczywiście Louboutin pozwał Zarę, ponieważ buty były łudząco podobne do droższego wzoru. Louboutin wygrał proces w pierwszej instancji, ale przegrał w apelacji, w której Zara wykazała, że klient nie mógł pomylić ze sobą produktu sieciówki i luksusowego towaru Louboutina. W uzasadnieniu wyroku wskazano, że projektant nie może mieć monopolu na czerwone podeszwy.

Przyznanie jednemu podmiotowi na rynku obuwniczym monopolu na kolor czerwony, ograniczałoby w sposób niedozwolony konkurencyjność na rynku. Projektanci mogą się przecież zainspirować czerwonymi butami króla Ludwika XIV lub słynnymi pantofelkami Dorotki z „Czarnoksiężnika z Oz”. Ponadto, czerwona podeszwa powinna łączy się raczej z pewną koncepcją, ideą, a nie ze istotą znaku towarowego, jakim jest zdolność odróżniająca.

Kupisz orła ?

Pisaliśmy ostatnio o parodiach znaków towarowych znanych światowych marek jak BALMAIN czy HERMES. Temat spodobał się nam na tyle, że znaleźliśmy dla Was przypadek z naszego rodzimego podwórka. Naszym ulubionym streetowym przykładem jest case SHE/s A RIOT i Roberta Kupisza.

Roberta Kupisza trudno jeszcze uznać za renomowaną markę o światowym zasięgu, jednak jest o wiele bardziej znany niż inne polskie marki streetowe. Jego koszulki z orłem to już niemal kultowy produkt, który wpisał się w rodzimą popkulturę. Marka SHE/s A RIOT zaprojektowała koszulkę z nadrukiem „Kupisz orła?” i karykaturalną grafiką tego ptaka – otwarcie nawiązującą do wspomnianych kultowych koszulek z orłem Kupisza.

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i został bardzo pozytywnie odebrany, a sama marka SHE/s A RIOT zyskała na tym niezłą sławę! Nam bardzo spodobała się reakcja samego Roberta. Odwiedził on stoisko SHE/s A RIOT na targach, założył koszulkę i zrobił sobie zdjęcie z jej projektantką – Ewelina Kustrą! Tym samym, nie tylko nic nie stracił na byciu „parodiowanym”, ale wręcz wykorzystał sytuacje, żeby zwiększyć zainteresowanie swoim oryginalnym projektem. Pokazał też, że nie brakuje mu luzu i poczucia humoru.

BRAWO dla obu stron!

Chanel SPA i Chanel Business Club

W ubiegłym tygodniu Chanel wygrało proces sądowy w sprawie naruszenia ich znaku towarowego. Otóż, na początku tego roku, został złożony pozew przeciwko koreańskiemu SPA o wdzięcznej nazwie „Chanel SPA”. Sąd w Seulu uznał, że takie nieuprawnione użycie nazwy Chanel jest szkodliwe dla reputacji domu mody. To nie pierwszy pozew francuskiej firmy, skierowany przeciwko firmom posiłkującym się w nazwie słowem „Chanel”. W samym Seulu, w którym obecnie działa 11 butików Chanel, dwukrotnie (w 2010 r. i w 2012 r.) pozwano sklepy o nazwie „Chanel Business Club”. Jak łatwo się domyślić, w tym przypadku Chanel również wygrało.

Co ciekawe, dyrektor kreatywny Chanel nie tylko skutecznie tępi nieuprawnione wykorzystywanie nazwy Chanel w nazwach innych firm, ale także samo używanie Chanel, jako przymiotnika określającego coś eleganckiego i klasycznego („very chanel”). Firma ostrzega m.in. dziennikarzy, że za użycie słowa Chanel do określenia stylu innej kolekcji, może grozić pozew! Swego czasu, w „Women’s Wear Daily” zamieszono nawet cały artykuł uświadamiający, że Chanel to nie przymiotnik, ale nazwisko projektantki, marka, nazwa perfum i zastrzeżony znak towarowy.

Co to jest Haute couture ?

Haute couture to nie tylko synonim ekskluzywnego projektowania mody, ale również termin chroniony przepisami prawa we Francji. O wybrańcach, którzy otrzymają miano domu haute couture decyduje Chambre de la Syndicale Haute Couture (rodzaj komisji regulacyjnej), zaś oznaczenie przyznaje francuskie Ministerstwo Przemysłu.

Firma musi spełnić określone wymogi, aby dostąpić zaszczytu bycia zakwalifikowanym, jako dom haute couture, w tym: projekty muszą być wykonywane na zamówienie dla określonego klienta z jedną lub więcej przymiarką, projektant musi mieć atelier z zatrudnionymi co najmniej 20 pełnoetatowymi pracownikami technicznymi, projektant musi mieć inne atelier w Paryżu, które zatrudnia co najmniej 15 osób w pełnym wymiarze czasu, dwa razy w roku, na każdy sezon, projektant musi przedstawić na wybiegu co najmniej 35 kreacji wieczorowych i na dzień.

Obecnie istnieje tylko 27 domów mody haute couture, w tym gościnnych i projektantów biżuterii. Dla porównania w 1946 r. było ich aż 106.

Czy słynny duet Dolce & Gabbana trafi za kratki?

W kwietniu 2014 r. sąd apelacyjny w Mediolanie skazał na 18 miesięcy więzienia projektantów mody za oszustwa podatkowe na 200 mln euro.

To już drugi proces właścicieli znanego domu mody w sprawie podatków. Wyrok skazujący zapadł już w czerwcu 2013 r. przed sądem pierwszej instancji.

O co dokładnie chodzi? Domenico Dolce i Stefano Gabbana zdołali ukryć znaczne sumy pieniędzy przed włoskim fiskusem. Sposobem na to, miał być holding Gado, z siedzibą w Luksemburgu, któremu projektanci sprzedali markę w 2004 r. Był on zarządzany z Włoch, ale płacił podatki za granicą. Prokuratorzy wykazali jednak, że dzięki temu manewrowi, marce tylko w 2004 r. i 2005 r., udało się zaoszczędzić na podatkach ok. 40 milionów euro. Adwokat kreatorów mody zapowiedział, że odwołają się oni od wyroku do Sądu Kasacyjnego (Najwyższego).

Ciekawe, czy kratka będzie hitem nadchodzącego sezonu 😉

Podziel się

Artykuły

Bądź na bieżąco ze zmianami w prawie

Zapisz się do naszego newslettera

facebook twitter linkedin search-icon close-icon