Myślę, że nie muszę nikomu przypominać, iż drugiej istocie (także ludzkiej) należy się szacunek. Wynika to z faktu, iż każdy z nas posiada przyrodzoną godność. Interesujący w świetle nienaruszalności godności człowieka wydaje się być wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego (a za jego przykładem również polskiego Trybunału), który zasadą tą uzasadnił niekonstytucyjność przepisu prawa lotniczego, pozwalającego na zestrzelenie samolotu uprowadzonego przez terrorystów, jeżeli na pokładzie znajduje się chociażby jedna osoba nie będąca agresorem – nawet, jeżeli śmierć kilku mogłaby uratować życie tysięcy osób. Proszę się nie obawiać, filozoficzne dywagacje nie są tematem niniejszego wpisu. Tematem tym jest odpowiedzialność blogera za naruszenie dóbr osobistych.
Jak dobra praktyka nakazuje, zacznę od początku, mianowicie wyjaśnienia, czym jest owo naruszenie dóbr osobistych. Dobra osobiste człowieka określane są jako pewne wartości życia psychicznego czy uczuć człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, i pozostają one pod ochroną prawa cywilnego, niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach (art. 23 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny). Już samo bezprawne zagrożenie tym dobrom, rodzi odpowiedzialność m.in. odszkodowawczą. W Polsce popularne jest również żądanie umieszczenia na stronie www albo w popularnym dzienniku np. na okres dwóch tygodni, etykiety z użyciem optymalnej wielkości czcionki, w której osoba obrażająca „spowiada” się ze swojej winy i składa szczere przeprosiny. Oprócz tego „oszczerca” powinien liczyć się z odpowiedzialnością karną, z tytułu popełnienie pomówienia albo znieważenia.
Wydaje się, iż w polskiej rzeczywistości panuje pewien rodzaj paradoksu – poziom natężenia mowy nienawiści (czy tzw. hejtingu) w Internecie jest wprost proporcjonalny do przewrażliwienia niektórych na temat oceny ich osoby. W świetle powyższej różnorodności podstaw prawnych roszczenia, ostrożny bloger powstrzyma się przed silnie „ekstrawaganckimi” określeniami. Jeżeli w tym momencie budzi się w Tobie bojownik o wolność słowa, zważ, że istnieją pewne ugruntowane granice krytyki czy satyry.
W kwestii tej warto pochylić się nad przepisami ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. – Prawo prasowe (należy sprecyzować, dlaczego powołuję się na Prawo prasowe we wpisie odnośnie blogerskiej działalności, mianowicie zgodnie z art. 54b pp, przepisy o odpowiedzialności prawnej i postępowaniu w sprawach prasowych stosuje się odpowiednio do naruszeń prawa związanych z przekazywaniem myśli ludzkiej za pomocą innych niż prasa środków przeznaczonych do rozpowszechniania, niezależnie od techniki przekazu, w szczególności publikacji nieperiodycznych oraz innych wytworów druku, wizji i fonii). Zdecydowanie wiele wyjaśni w tej kwestii art. 41 pp, który stanowi, iż publikowanie rzetelnych, zgodnych z zasadami współżycia społecznego ujemnych ocen (czyli ustawowo ujęta krytyka) dzieł naukowych lub artystycznych albo innej działalności twórczej, zawodowej lub publicznej służy realizacji zadań „wyższych” i (dobra informacja) pozostaje pod ochroną prawa. Przepis ten stosuje się odpowiednio do satyry i karykatury.
Chociaż niekiedy forma utworu, np. felietonu satyrycznego, upoważnia do zastosowania ostrzejszych środków ekspresji literackiej, to nie uprawnia ona do naruszenia dóbr osobistych innej osoby (sygn. I CR 135/87). Typową cechą satyry jest dążenie do ośmieszenia tego, co jej autorowi wydaje się szkodliwe, bezwartościowe lub błędne, stąd zwykło się mówić, że przedstawia ona rzeczywistość „w krzywym zwierciadle” (sygn. I CKN 1135/98). Dlatego innym istotnym elementem branym pod uwagę przy określeniu odpowiedzialności krytyka, jest waga problemów lub zjawisk będących przedmiotem takiej wypowiedzi.
Chwile niepewności mogli przeżyć blogerzy, kiedy to Sąd Okręgowy w Tarnowie, orzekł, iż administrator strony/bloga odpowiada za treści umieszczane w komentarzach przez osoby trzecie (często anonimowe). Na szczęście, Sąd Apelacyjny potwierdził, iż art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną nie obliguje do prewencyjnej kontroli zamieszczanych komentarzy. Jednakże innych „groteskowych” wyroków nie brakuje, dlatego jednak pewna niepewność w kwestii zakresu odpowiedzialności właścicieli blogów pozostaje.
Kończąc pozytywnym akcentem – bloger nie ponosi odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych, jeżeli okoliczności takiego nastąpiły wyłącznie w subiektywnym odczuciu adresata danego wpisu. Miernika obiektywnego poszukuje się zazwyczaj w tzw. opinii publicznej, która jest wyrazem poglądów powszechnie przyjętych i akceptowanych przez społeczeństwo w danym miejscu i czasie. Tu rodzi się pytanie – czy w świetle takiego stwierdzenia Sądu Najwyższego, miernik ten jest wyższy np. wobec stosunku społeczeństwa internetowego do osoby PeKay’a?*
*Jest to wspomniany pozytywny, a raczej humorystyczny akcent, autorka tego tekstu zdaje sobie sprawę, iż nie na takiego rodzaju miernik powoływał się Sąd Najwyższy.[/fusion_text]